[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Kwiaty pod wodą
Kwiaty pod wodą
Igor Kulikowski
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 91 pages
Book cover: soft
Publication date:  July 2024
Category: Poetry & Drama
ISBN:
978-83-7564-714-3
28.00 zł
ISBN:
978-83-7564-718-1
18.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
Początek

   Teraz, kiedy nadszedł czas, żeby mówić – nie jestem gotowy. Cisza. Opuszki palców dotykają papierowych gwiazd – to dekoracja, czy to właśnie ja? Wezmę ten niemy, bezradny płacz i obrócę go w siłę! Ale oni mówią: dopóki nie udowodnisz, że potrafisz przechodzić przez ściany, będziesz nikim!
   Między dłonią a papierem musi być pasja słów. Między czernią a czernią – ten zwykły jasny dzień. Między ciszą a opowieścią – jedno szarpnięcie – niech szarpie, niech skrzypi, niech bulgocze, niech zgrzyta, niech płacze.
   Teraz, kiedy nadszedł czas, niech to się wreszcie zacznie!

Filozofia

   Panie Heidegger – znów przyszła wiosna. Na ulicach kwitną kwiaty – i tyle jest dróg, tyle czasu!
   Dajcie mi skrzypce, żeby grać! Dajcie mi konie, żeby jeździć!
   Będę chłopcem na wzgórzach, z królikiem w objęciach. Będę studentem w nocnych witrynach i w zakamarkach biblioteki. Będę wierzgał piórem jak Dorothy Parker, lecz trochę spokojniej – bo mam antyczne serce.
   Nic nie zrobi mi krzywdy – ani czas, ani świat, ani miłość – zawsze się wywinę!
   Panie Heidegger – nad naszym Jońskim Wzgórzem wolno żeglują obłoki. Samotność jest zaledwie słodkim wyborem, a dni to pokoje o bezpiecznych ścianach z mnóstwem dekoracji.

Dodo

    W tej książce, z której wiem, że opowieści są lepsze niż prawda, pisano także o bardzo miłym ptaku dodo, któremu zrobiono okropną krzywdę. Tak okropną, że przestał w ogóle istnieć!
    Napisano tam, że ponoszę za to pewną odpowiedzialność, ponieważ nie mogę wyprzeć się własnych przodków.
    Jest mi z tego powodu bardzo przykro i myślę, że gdybym spotkał dodo w jakimś bezczasie, gdzie wszystko, czego już nie ma – nadal istnieje, powiedziałbym mu, że zawsze stałem po jego stronie.
    Ale nie jestem pewien, czy chciałby tego w ogóle słuchać.

Ten dom

   Mówię: w ten oto październikowy wieczór chcę opowiedzieć ci o wietrze, który zdmuchuje lampiony, dobija się do drzwi i okien, jak gdyby chciał wedrzeć się do środka. I jeszcze o tym czymś – niewidocznym, co może wślizgnąć się tutaj najmniejszą szczeliną, przez dziurkę od klucza, przez szparę w futrynie. Mówię: tak właśnie zabija samotność. Mówię: pada i pada.
   Kiedy staram się nie oddychać zbyt głośno, słyszę, jak lśniące w deszczu listki bluszczu w przydomowym ogrodzie zarastają drzwi; macki oplatają werandę. Słyszę tnące czas na części wahadło.
   Musisz się śpieszyć – umyłem schody; odkurzyłem zastawę w drobne kwiatki – porcelanę, z której nie chcesz jeść, chociaż wybierałem ją tak starannie; fotele, w których nie usiądziesz.
   Kiedy utopiony w mroku korytarza widzę, jak zatrzymujesz się przy drzwiach i raz jeszcze odwracasz głowę, ale coś stamtąd woła cię bezgłośnie – wiem, że musisz się śpieszyć – ten dom jest pełen szaleństwa; pełen duchów i wspomnień; niespokojnych snów i śnieżyc.
   Mówię: zostań – wiatr uderza w okna coraz mocniej. Bluszcz swoimi mackami oplata już klamkę – słyszę.
   Musisz się śpieszyć.

Roma

   Ciche palmy zastygłe w balsamie późnego popołudnia i światło koloru pomarańczy na starożytnych murach – nie znałem takich kolorów. Wdycham ruiny wielkiego imperium – pachną jak słodko-cierpki miód, jak rozgrzany w słońcu kamień i jak żywica. W ramach tego obrazu, przedstawiającego kaskady domów o ścianach z piaskowca na tle wzgórz piniowych, próbuję umieścić swą niespodziewaną obecność i wszystkie niemożliwości, a Pani Zuzanna mówi: wiem o czym myślisz i za kim tęsknisz. Widzę twoją twarz odbitą w szybie, gdy nocą mijamy te wspaniałe budowle; widzę ją wśród fal Adriatyku.
   Ale nie tęsknię za domem, tylko za słowami, których nie znam; którymi chcę opowiedzieć to miasto we mnie i siebie komuś, kogo spojrzenie wyłowiłem nie raz, z tych placów i z ulic, spod wawrzynowych wieńców na Via Appia o zachodzie; spojrzenie mówiące – ja wiem, ale moje niebo ma całkiem inny kolor.
   Pani Zuzanna mówi: ciągle widzę twoją smutną twarz, a przecież to takie piękne miejsce.

Mleko i pocałunki

   To są ciemne, matowe godziny w historycznym mieście, oprószonym patyną; spiętym klamrami mostów. Wiruje śnieg i mylą się czasy. Cisza. Fabryki śpią jeszcze za kurtyną zadymki. Woskowe lilie w półcieniu tulą twarze do luster, toną w rozrzedzonym powietrzu. Piloci wśród chmur patrzą w bezkres.
   Piloci wśród chmur nie wiedzą, że są najłagodniejsze rzeczy na świecie – mleko i pocałunki; w ciężkim od piżma eterze, ledwie pod skórą pachnącą opium.
   I mogą wybuchnąć – zachody, miodowymi kroplami wyciekające z okien jak z witraży; nasączające złotem każdą przestrzeń ciemną i gęstą z bezradności.
   Nasze anielstwo – jestem łagodnym królem; domagam się żonkili, mleka i pocałunków.
   Piloci wśród chmur patrzą w bezkres.
© 2004-2023 by My Book