[stron_glowna]
0 books
0.00 zł
polishenglish
Paper books and ebooks
SEARCH
author, title or ISBN
Categories
  • Novels
  • Short stories
  • Poetry & Drama
  • Biographies & Memoirs
  • Science & Technology
  • Languages
  • Reference
  • Economics, Business, Law
  • Humanities
  • Nonfiction
  • Children & Youth
  • Psychology & Medicine
  • Handbooks
  • Religion
  • Aphorisms
We accept payments by Visa, MasterCard, JCB, Dinners Club

We accept payments via PayPal
Pamiętnik opiekunki z Redcar
Pamiętnik opiekunki z Redcar
Nina
Publisher:My Book
Size, pages: A5 (148 x 210 mm), 95 pages
Book cover: soft
Publication date:  June 2007
Category: Biographies & Memoirs
ISBN:
978-83-89770-84-4
20.00 zł
ISBN:
978-83-7564-292-6
10.00 zł
FRAGMENT OF THE BOOK
14 grudnia 2006

    Dziś zmiana 15–21.
    Siedziałam sobie dłuższy czas w mojej ciemnicy i czytałam list od mojej koleżanki – Krysi. Nagle ku mojemu przerażeniu zaczął dzwonić alarm przeciwpożarowy. Wystraszyłam się tego dzwonka, ale jakoś instynktownie siedziałam w fotelu, nie przeczuwając zagrożenia. I w sumie dobrze zrobiłam, bo okazało się, że alarm znów włączył się bez powodu. Jak już się wszystko uspokoiło, uwagę moją przykuła baza. Tak z ciekawości policzyłam, ile razy Irena idzie do toalety i wyszło siedem do południa. Średnio dzwoni co godzinkę. Na zmianę asystują jej Sue i Trish. Myślę, że długo chodzić nie będą, bo panie tu urzędują, a do roboty jestem ja.
    Zeszłam o piętnastej na swoją zmianę.
    Trish mi oznajmiła, że od dziś Gladis (nie chodzi) przed kolacją będzie sprowadzana na dół. (Przed kolacją, bo przede wszystkim ja mam tę kolację – no to wiedziałam, że coś wymyślą, ale nie spodziewałam się, że tak szybko…) Gladis będzie siedzieć przy stole z nową rezydentką Maggi, a potem obie pójdą, to znaczy zostaną zawiezione (oczywiście przeze mnie) do palarni. Mają siedzieć, ile chcą, w tej palarni, a jak poproszą, to należy je zawieźć z powrotem do pokoi. Przytaknęłam – a czy miałam inne wyjście? Cisnęło mi się na usta, dlaczego akurat wieczorem, a nie rano, ale w ostateczności nie zaryzykowałam, aby zapytać. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że było do przewidzenia. Moje obowiązki powoli zaczynają mnie przerastać: „masz jelenia, to go duś – jak się zesra, to go puść”. No, to ja jestem na granicy. Po południu była ze mną Rosemari. Po herbacie i myciu naczyń idziemy po Gladis, aby zaprowadzić ją do palarni, w której czeka już Maggi. Gladis nie chciała iść, bo nie dała rady. Powiedziałyśmy, że Trish kazała i Gladis się zebrała. Trzymałyśmy ją obydwie pod ręce, a Gladis sunęła się na ugiętych kolanach i tak niemal niosłyśmy ją do lift.
    Co to za pomysł? Gladis cierpiała, miała łzy w oczach z bólu, ale „Pani kazała – sługa musi”, bo Trish uznała, że to dla niej wspaniały exercise, ponieważ jak Gladis nie będzie ćwiczyła, to w ogóle przestanie chodzić. A czemu nie pomyśli o masażach? O rehabilitacji? Jakiś rodzaj elektrostymulacji? To nie! Żywcem targać kobietę, która nie chce rozprostować nóg w kolanach, bo sprawia jej to ból…
    Dlaczego muszę to robić akurat ja?… To jest przykre.
    Niemniej jednak jakoś się udało. Posiedziały tam panie dwie godziny, popaliły i okazało się, że Gladis jest HAPPY. Panie bardzo się zaprzyjaźniły i obiecały sobie, że jutro się spotkają.
    Nie wiem dlaczego (czy nocna zmiana się poskarżyła Trish?) nagle wyszło „zarządzenie”, że Mike ma być przygotowany do spania razem z innymi.
    Rosemari powiedziała, że zazwyczaj przebiera się go na dole. Migiem przygotowała ubranie do przebrania, dwie maszynki do golenia i ręczniki. Poprosiła, abym nie zapomniała przed przebraniem Mike’a założyć fartuch i rękawiczki. To ja już się domyśliłam, co to będzie za impreza. Poszłam do Mike’a – oglądał TV. Mike nie chciał się przebrać. Tłumaczyłam, że przebiorę go i zaraz wróci oglądać dalej. Ustąpił. Stoimy w łazience. Założyłam fartuch i rękawiczki i przystępuję do przebierania. Gdy już go rozebrałam i Mike stał, jak go Pan Bóg stworzył, poprosiłam, aby usiadł na toalecie... i ja go tak proszę i proszę, a Mike stoi… Po piętnastu minutach powiedział „zaraz”… i dalej stoi. Narzuciłam na niego ręcznik, aby nie zmarzł – Mike dalej stoi. Zawołałam Rosemari. Rosemari krzyczała, a Mike nadal stał. Poszła, a Mike jak gdyby nigdy nic załatwia się na podłogę. No to szybko rzucam fartuch na podłogę i pytam, co on robi. Mike mówi, że nic. Zawijam to, co zrobił, i pakuję do worka nylonowego – tu nie ma yellow bag*. Ogoliłam, umyłam pół na pół z pomocą Mike’a, przebrałam. Ściągając skarpetki uważałam na nogi, ponieważ miał łaskotki i jak go łaskotało, to kopał.
    I z powrotem na TV. Otworzyłam szeroko drzwi i wzięłam głęboki oddech. Jak ta praca się ładnie nazywa – Care Assistance, a jakie to dyplomy muszę mieć, aby móc ją wykonywać, i doświadczenie... świadectwa niekaralności z Polski i Anglii, bogate CV, a czasem nawet list motywacyjny, referencje, i to nie jedne, a co najmniej dwie, koniecznie napisane przez Anglika… do czego? do wynoszenia tego, co przed chwilą zapakowałam?
    
*Specjalny żółty worek na odpady sanitarne (zużyte pieluchy, strzykawki), wrzucany do oddzielnego kontenera na śmieci, również koloru żółtego.
© 2004-2023 by My Book