Bartek wlepił nos w szybę i obserwował światła nocy. Wspominał dawne czasy, kiedy łaził z Tonym i Robertem do gimpla i irytował wszystkich belfrów skrajną ilością niewiedzy, którą opanował w najwyższym stopniu. Tomek i Bartek, nazwani z ksywki: „Tony” i „Billy”. Imiona polskie i angielskie odpowiedniki miały się do siebie niczym ‘jest’ polskie do ‘jest’ angielskiego – jak za to brzmiały w uszach kolegów! Plus Robert, któremu brakowało podobnej ksywki. Tony i Billy mówili: „Gruby”, na Roberta, Robert zaś: „Jelenie”, bądź: „Buraki”, na Tomka i Bartka.
...
„Byliśmy udaną paczką”, pomyślał Billy.
...
Bartek pociągnął za klamkę od drzwi i popchnął. Zostawiwszy otwarte, wyszedł. „Brr, ale wieje”, pomyślał i postawił kołnierz od skórzanej kurtki, kupionej w ubiegłym tygodniu po okazyjnej cenie dwustu złotych. Billy dziwił się, kiedy przypominał sobie mały metal-shop w mieścinie pod Warszawą: „Kędrobinie”.
...
W sklepiku spoza lśniącej czerni kontuaru, który śmiertelną barwą wyrażał nikczemne gustowanie w czarnej paście emulsyjnej do butów, wyjrzał sprzedawca (…) Mężczyzna przywodził Billy’emu na pamięć wcielenie wszystkiego, co Biblia uznaje za złe.
...
Pod sufitem na rurce wisiały podkoszulki, bluzy i krótkie spodenki z logo zespołów. Wśród ciuchów Billy zobaczył… Czarną (jak całe otoczenie) skórzaną kurtkę. – Ze świńskiej skóry – powiedział demoniczny sprzedawca. Bartek nie wiedział jak, ale grubas pojawił się niby zza pleców; celował wskazującym na ciuch. „No, opanował sztukę teleportacji!” – Niech pan popatrzy na lewy rękaw. Billy obrócił kurtkę i przysunął do siebie rękaw, na którym widniała tajemnicza naszywka ze słowem wyszytym krwistoczerwonymi literami: „REPYCUL”. – To jest glosa, ona wszystko tłumaczy – powiedział sprzedawca.
...
Gdy bił tych smarkaczy. Dotrzeć, co przemoc znaczy. Ono pulsowało w skroniach. Niczym krew w pędzących koniach. Pulsowało zło? Czy co?
...
Billy odwrócił się. Schodząc po schodach, nie spływał, lecz osłabiony wyrzutami i zmieszany z błotem turlał się po stopniach. Zahaczał o kanty i pręty, nabywając masę iluzorycznych siniaków. Na dole stały urojone, zardzewiałe gwoździe. Czubkami do góry, a łebkami oparte o posadzkę. Przebijały się przez podeszwę buta i zagłębiały się w fałdy skóry i tłuszczu. (Umysł dziczeje. Myśl dziś próchnieje.) Brnąc w cholerstwo, Billy zdał sobie sprawę, że ‘zło’ nie było okropne. Nie rozumiał, ale potrafił odnaleźć frajdę w poranionych zardzewiałymi gwoździami stopach. „Tężec, co tam, ropa, co tam.” W pulsujących bólem siniakach. „Kurwa, co za sado-macho?!”, pomyślał. „Umysłowe sado-macho?” (Zły, zły, zły, zły… Jesteś zły) (Mój, Mój, Mój, Mój… Będziesz Mój) (Zło zło zło boli) (Lecz zło wyzwoli) Wyszedł z klatki i zdał sobie sprawę, że ból pulsował w skroniach, w środku ciemnej duszy Antychrysta. (…) Uśmiechnął się, ściągając usta w łódkę.
...
Czarownica niewidzialna Ekstaza nietykalna Zjawia się nagle Kiedy odór trupa nozdrza smagnie
...
– Tak, wezwałem. Karetka już jedzie – powiedział i minął pracowników. We wnętrzu budziła się burza. Jak w tramwaju. Kurtka stawała się cięższa, jakby szczypała, a Bartek… Jakby… Pochłania faceta. Osobliwe, ironiczne uczucie.
...
(Hej, hej, hej. Co za wspaniały dzień.)
...
(Czarownica czuje trupa. Czarownica? Ale dupa!) Pragnął zwymiotować, cierpieć okropne męki, płakać, a nie mógł. Kumpel krztusił się, leżąc na posadzce w kuchni, a facetowi było do śmiechu.
...
„Ej, to tylko kawałek świńskiej skóry! Nic więcej”, pomyślał. „Jeżeli to przez niego, to po prostu wyrzucę ją do śmieci i będzie po wszystkim!” Kłamstwo mami łatwizną. Prawda uderza jak młot.
...
Podobnych rzeczy nie da się wyrzucić do kibla, spuścić wodę i spróbować zapomnieć niczym z drugami.
...
Kurtka rządziła, kurtka… Tak, szmata gwałciła wolność Billy’ego. Manipulowała, perswadowała, namawiała i wmawiała, grając na emocjach
...
I wygrywała.