Przedmowa {fragment}
Pracę nad niniejszą książką rozpoczęłam ponad piętnaście lat temu. Bezpośrednią inspiracją do jej napisania był głęboki kryzys psychiczny, który trwał prawie dwa lata. Był to najtrudniejszy okres w moim życiu, lecz jak się po pewnym czasie okazało, zapoczątkował on głęboką przemianę psychiczną i prawdziwy rozkwit energii witalnej. Nie tylko udałam się w niezwykłą podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: „Skąd przybywa i czego od nas oczekuje Czarna Dama zwana niegdyś Melancholią, a obecnie Depresją?”, której efektem jest niniejsza książka, lecz także odkrywałam na nowo uśpione od lat pokłady energii twórczej. Powróciłam więc do mojej młodzieńczej pasji malarskiej, realizowanej tym razem nie przy pomocy zwykłego pędzla i farb, lecz przy pomocy aparatu fotograficznego, który służył mi za swoisty szkicownik, oraz z pomocą komputerowych programów graficznych umożliwiających tworzenie z materiału zdjęciowego fotomalarskich obrazów, odnajdując w ten sposób język, jakim posługuje się nasza wyobraźnia i jakim w snach przemawia do nas nieświadomość. Podążając zatem tropem własnych przeżyć oraz inspiracji twórczych, zaczęłam poszukiwać dla nich ponadindywidualnych kontekstów interpretacyjnych, dzięki czemu zrozumiałam, że nie przytrafiło mi się nic niezwykłego, a jedynie to, co musiało mi się przytrafić oraz czego przede mną i obok mnie doświadczyły i nadal doświadczać będą miliony ludzi, albowiem kryzys psychiczny wpisany jest w sam proces naszego rozwoju. Jest on bowiem warunkiem koniecznym, by psychika mogła wejść na wyższy etap rozwoju, na którym dokonuje się integracja skonfliktowanych ze sobą przeciwieństw funkcjonalnych. Dlatego kryzys jest tą wielką szansą, która – jeśli zostanie prawidłowo odczytana – umożliwia człowiekowi powrót do swojej autentycznej istoty.
Drugim ważnym powodem do napisania tej książki były pytania natury egzystencjalnej oraz psychologicznej, jakie pojawiały się w ramach mojej pracy pedagogicznej ze strony moich studentów. Przygotowując tych młodych ludzi do trudnego i odpowiedzialnego zawodu nauczycielskiego, starałam się wyposażyć ich nie tylko w szeroko pojętą wiedzę humanistyczną, lecz także zaszczepić im pasję poszukiwania oraz wiarę w to, że źródło wszelkiej mądrości, piękna i dobra znajduje się w nich samych i tego też powinni poszukiwać w swoich przyszłych uczniach. A wszelkie kryzysy psychiczne i dylematy egzystencjalne mogą stać się wielką inspiracją do samorozwoju. Wiele tekstów, które weszły w skład tej książki, napisałam dla moich studentów i omawiałam je z nimi na zajęciach, doświadczając, jak bardzo wiedza wyniesiona z moich własnych poszukiwań zmienia ich spojrzenie na świat oraz na człowieka, a przede wszystkim na ich własne życie. Efekty tych poczynań widoczne były nie tylko na zajęciach, lecz także na egzaminach, które postrzegane były raczej jako jeszcze jedna okazja do pogłębionej rozmowy niż jako niemiły obowiązek zaliczenia przedmiotu.
Moja pasja poszukiwawcza zawiodła mnie do wielu źródeł mądrości, jakie odnajdywałam przede wszystkim w pracach Carla Gustava Junga, jego uczniów oraz kontynuatorów, jak również w pismach filozoficznych Fryderyka Nietzschego, a moja pasja fotomalarska stała się swoistym procesem autoterapii, który pozwolił mi wyrażać się symbolicznym językiem duszy. Inspiracje czerpałam ze źródeł literackich, poetyckich, artystycznych, z mitów i baśni oraz z alchemii. Wszystko to zaczęło splatać się w spójną całość, z której z wolna wyłaniał się archetypowy wzorzec drogi koniecznej – swoiste amor fati jako umiłowanie Przeznaczenia. Stąd też tytuł książki: Amor fati. Pokochać Przeznaczenie. I tak jak Jung, dla którego Nietzscheańska filozofia – nacechowana właśnie owym amor fati – stała się wielkim źródłem inspiracji, podkreślał, że: „Człowiek nie może bezkarnie pozbyć się siebie na rzecz sztucznej osobowości”, tak też jego wielki poprzednik F. Nietzsche, nawiązując do Pindara, głosił swoje słynne: „Stań się, kim jesteś!”. I tak jak Nietzsche ustawił w swojej filozofii drogowskazy na drodze rozwoju człowieka w stronę nadczłowieka, tak Jung w swojej psychologii ustawił je na tzw. drodze indywiduacji w stronę Jaźni. O ile u Nietzschego pojęcie nadczłowieka ma charakter filozoficznej idei regulatywnej, o tyle u Junga pojęcie Jaźni ma charakter empiryczny; wszak sformułowane zostało w oparciu o materiał badawczy. Przyznać jednak trzeba, że tak jak psychologia Junga wykazuje wiele wymiarów filozoficznych, tak filozofia Nietzschego ma głęboką podbudowę psychologiczną, jego myśl filozoficzną przenika bowiem głębokie przeczucie psychologiczne, które później znajduje w psychologii Junga empirycznie podbudowane potwierdzenie. I choć trudno uznać, iż między pojęciami Nadczłowiek i Jaźń można postawić znak równości, to jednak wiele je łączy. Nie zajmuję się wprawdzie w mojej książce wyjaśnianiem tajników tej paraleli, a raczej samą drogą, przy której te właśnie drogowskazy zostały ustawione przez dwóch wytrawnych znawców ludzkiej duszy – filozofa i psychologa. Gdyby nie wytyczono celu, do którego wieść ma droga, nie byłoby też samej drogi i nie byłyby potrzebne żadne drogowskazy. Zarówno w filozofii Nietzschego, jak i psychologii integralnej Junga droga człowieka ku wyżynom tego celu jest drogą konieczną, nosi więc cechy Przeznaczenia, a postawa człowieka w jej realizacji powinna być nacechowana głęboką afirmacją o charakterze amor fati. W Zmierzchu bożyszcz, czyli jak filozofuje się młotem Nietzsche ujął to w sposób następujący: „Istnieje się w sposób konieczny, jest się cząstką przeznaczenia, należy się do całości, istnieje się w całości – nie istnieje nic, co nasz byt mogłoby osądzać, mierzyć, porównywać, potępiać, gdyż oznaczałoby to osądzać, mierzyć, porównywać, potępiać całość… A przecież nie ma niczego poza całością” (Nietzsche, 2005, s. 39). W Ecce homo natomiast – książce o znamiennym podtytule: Jak się staje, czym się jest – niejako dopowiada tę myśl następująco: „Moją formułą wielkości człowieka jest amor fati; że nie żąda się nic innego, ni wprzód, ni wstecz, po całą wieczność. To, co konieczne, nie jeno znosić, tym mniej zatajać – wszelki idealizm jest kłamliwością względem tego, co konieczne – lecz je kochać…” (Nietzsche, 2006, s. 32). Amor fati w języku polskim najczęściej określa się jako „umiłowanie losu”. W mojej ocenie jednak takie tłumaczenie nie odpowiada precyzyjnie intencji Nietzschego; sugeruje ono raczej umiłowanie samej przypadkowości losu niż umiłowanie dostrzeżonej w niej konieczności. Nietzschemu chodzi właśnie o to, by wyzwolić się z wszelkiej przypadkowości, bowiem tylko tak pojmowany los można pokochać, wszak staje się on wówczas własnym Przeznaczeniem. Przeznaczenie można zatem rozumieć jako wewnętrzny kod lub program inicjowany i inspirowany przez wyższe Ja człowieka (poziom nadświadomości) i realizowany poprzez jego świadomość i podświadomość (J. Prokopiuk). Tak pojęte Przeznaczenie zbieżne jest także z Jungowską koncepcją procesu indywiduacji, w myśl której psychika każdego człowieka dąży w sposób samorzutny oraz autonomiczny – w zgodzie z wewnętrznym kodem archetypowym – do ponownego nawiązania więzi między ego a Jaźnią. Proces ten rozpoczyna się we wczesnym dzieciństwie, kiedy z Jaźni pierwotnej (niezróżnicowanej Całości) wyodrębnia się świadome ego i jako centrum kształtującej się osobowości przez pewną część życia – często aż do wieku średniego – dominuje nad pozostałymi obszarami psychiki. Jest to jednak jedynie złudzenie, bowiem ego na stałe takiej roli spełniać nie może. Jako wyodrębniony z Całości niewielki kompleks funkcjonalny nie może bowiem tejże Całości w sobie jednocześnie zawierać, a zwłaszcza tych obszarów, które pozostają w sferze nieświadomej, i to zarówno w jej obszarach indywidualnych, jak i zbiorowych (archetypowych). A te, mimo że są nieświadome – a raczej właśnie dlatego, że nie pojawiają się w polu świadomości w sposób bezpośredni – wiodą poza świadomością, niejako w ukryciu, swoje bardzo aktywne życie, dając znać o sobie niekiedy w snach, stanach emocjonalnego wzburzenia lub zakłócając „normalne” funkcjonowanie całego systemu psychicznego danej osoby. A kiedy ta „normalność” zostaje zakłócona np. poprzez stany depresyjne lub symptomy natury psychosomatycznej, znak to wyraźny, że psychika weszła w fazę kryzysową, z której może wyjść tylko wtedy, gdy ego ponownie nawiąże „współpracę” z Jaźnią. Od tego momentu rozpoczyna się druga faza procesu indywiduacji, w której psychika zaczyna dążyć do ponownego uzyskania Całkowitości, a więc maksymalnej integracji obszarów świadomych i nieświadomych. W tej fazie psychika organizuje się wokół osi Ego – Jaźń, uzyskując jakościowo całkowicie nową strukturę, czerpie bowiem z obu źródeł. O ile wcześniej ograniczała się w zasadzie do pola świadomości wokół ego, to teraz, będąc połączona także z Jaźnią jako centrum całości psychicznej, czerpie także z jej zasobów energetycznych. To, co w sposób świadomy doświadczać i pojmować jest w stanie ego, jest według Junga najmniejszą częścią tego, co mogłaby doświadczać i pojmować pełna świadomość z mocy Jaźni. Pełen stan świadomości jest oczywiście stanem idealnym, podobnie jak Nietzscheański nadczłowiek, natomiast droga indywiduacji jest całkowicie realna. Podobnie jednak jak u Nietzschego, jest ona drogą konieczną, ma zatem charakter Przeznaczenia. A od kroczącego tą drogą zależy, czy stanie się ona jego amor fati. Można zatem powiedzieć, że koncepcja amor fati w filozofii Nietzschego w wielu punktach jest zbieżna z Jungowską koncepcją procesu indywiduacji oraz z jego psychologią archetypów. Różnica polega w zasadzie na tym, że Nietzsche swoją idę amor fati, a więc umiłowanie Przeznaczenia, którym jest droga ku nadczłowiekowi, wykreował – jako filozof – spekulatywnie, Jung zaś – jako psychiatra i psycholog – empirycznie, opierając się przy tym zarówno na swojej pracy psychoterapeutycznej, jak i na studiowaniu dokonań kulturotwórczych człowieka z różnych okresów jego dziejów. Tak szeroko zakrojony projekt badawczy pozwolił mu dostrzec wspólne i powtarzające się od wieków wzorce archetypowe, którymi kieruje się ludzka psychika, oraz odkrywać je także w psychice swoich pacjentów, a więc u ludzi mu współczesnych. Wzorce te – wspólne dla ludzi z różnych okresów historycznych oraz z różnych kultur – są w ocenie Junga dziedziczne i należą do wyposażenia ludzkiego mózgu. Nie można im więc przypisać charakteru indywidualnego, nie pochodzą one bowiem ani ze świadomości, ani też z nieświadomości indywidualnej, lecz wyraźnie z obszarów nieświadomości zbiorowej. Podobnie jak kod genetyczny nadaje człowiekowi jego ponadindywidualny rys w sferze biologicznej, ów kod archetypowy (kulturowy) nadaje mu jego ponadindywidualny charakter w sferze psychicznej. Jest to swego rodzaju ponadindywidualna matryca, która nadaje kształt i kierunek rozwoju każdej indywidualnej egzystencji, łącząc ją z wymiarem ponadindywidualnym. Formowane przez ów kod archetypowy struktury wyobrażeniowe, jakimi dysponuje ludzki mózg, przejawiają się w różnych kulturach – nawet jeśli nie zetknęły się one ze sobą ani w czasie, ani w przestrzeni – bardzo podobnymi symbolami, jakimi człowiek od wieków opisuje świat, swoje miejsce w świecie oraz metafizyczne wymiary swego istnienia. To wielkie odkrycie, które ostatecznie poróżniło Junga z Freudem, nadało jego psychologii całkowicie odmienny charakter, wynosząc ją wysoko ponad Freudowską psychoanalizę, bazującą jedynie na relacji ludzkiej świadomości z nieświadomością indywidualną. O ile dla Freuda nieświadomość to przede wszystkim „naczynie”, w którym gromadzą się w postaci kompleksów wyparte ze świadomości treści, to dla Junga jest ona przede wszystkim skarbnicą treści archaicznych o charakterze archetypowym, a więc wspólnych dla całej ludzkości, dlatego też określił je mianem nieświadomości zbiorowej. Odkrywając nieświadomość zbiorową, Jung bazował – jak wspomniałam wyżej – zarówno na materiale, jakim były sny, fantazje oraz marzenia na jawie jego pacjentów, jak i na wszelkiego rodzaju „wytworach” natury artystycznej i duchowej, pochodzących z różnych kultur – na mitach, baśniach, utworach literackich, sztukach wizualnych, a nade wszystko na najbardziej kompleksowej ze wszystkich sztuk, jaką była alchemia. Z tej ostatniej czerpał największą chyba inspirację – wszak jak w żadnej innej wyraźnie zarysowuje się tu odwieczne ludzkie dążenie do jednoczenia przeciwieństw (coincidentia oppositorum), a to właśnie jest podstawą procesu indywiduacji, w którym dokonuje się wielowymiarowa integracja opozycyjnych wobec siebie obszarów i władz psychicznych oraz związanie indywidualnego losu z ponadindywidualnym potencjałem archetypowym, co nadaje całemu procesowi charakter Przeznaczenia. Alchemię rozumie Jung zatem w kategoriach procesu indywiduacji, a więc drogi, której rzeczywistym celem jest sama droga, prowadząca adepta ku doskonałości alchemicznego złota. A to w sensie symbolicznym powinno być także celem i spełnieniem życia każdego człowieka. Każdy byt indywidualny zdolny jest do przeznaczonego mu rozwoju jednak tylko wtedy, gdy nawiąże kontakt z wymiarem ponadindywidualnym. W przeciwnym wypadku rozwija się osobowość neurotyczna, która wszelkimi sposobami próbuje uchylić się od wypełnienia swego Przeznaczenia, a nerwica jest ceną, którą przychodzi jej za to zapłacić. Jung ujmuje to następująco: „Poza nerwicowym wypaczeniem stoi przeznaczenie, los i rozwój osobowości, pełne urzeczywistnienie wrodzonej jednostce woli życia. Człowiek bez amor fati to neurotyk; zaniedbuje on siebie samego i nigdy nie mógłby powiedzieć wraz z Nietzschem: »Człowiek nigdy nie wznosi się wyżej niż wtedy, kiedy nie wie, dokąd los go zaprowadzi«” (Jung, 1989b, s. 266). Jakkolwiek oryginalna w swoim kształcie i wymowie jest Nietzscheańska filozofia amor fati, wskazująca drogę ku nadczłowiekowi, i jakkolwiek odkrywcza jest jej wykładnia, jakiej dokonuje Jung, to warto w tym miejscu podkreślić, iż myśl ta bynajmniej nie jest nowa. Kiełkowała ona w ludzkich umysłach już od zarania dziejów, wyrażając najgłębszą potrzebę człowieka do wyrastania ponad swoją indywidualną egzystencję w poszukiwaniu czegoś większego i potężniejszego od siebie. Najlepszym dowodem na to są mity jako opowieści o tym, co najbardziej ludzkie oraz nadludzkie. Doskonałym przykładem na to jest także alchemia jako sztuka dopełniania dzieła bożego przez człowieka, wyrażająca się w nieustającym wysiłku do znalezienia tzw. kamienia filozoficznego (lapis philosophorum) – substancji umożliwiającej uszlachetnianie metali nieszlachetnych w celu uzyskania alchemicznego złota. A traktując ten proces w kategoriach symbolicznych, jak czyni to Jung, nie sposób nie dostrzec, że uszlachetniająca moc kamienia filozoficznego ma w psychice człowieka swój odpowiednik w postaci jednoczącej mocy Jaźni, czy też jej funkcjonalnej części, jaką jest dusza. Nie powinien dziwić więc fakt, że korzystając z rożnych inspiracji, w tym także chrześcijańskich, alchemicy ów lapis philosophorum porównują do Chrystusa. Nikt z nas nie stanie się Nietzscheańskim nadczłowiekiem i nie stanie się też Chrystusem, nie osiągnie zapewne też całkowitej integracji psychicznej, tzw. Pełni. Lecz jeśli nie założymy stanu idealnego, trudno nam będzie zrozumieć konieczność rozwoju psychicznego (indywiduacji) jako wielowymiarowego procesu spajającego przeciwieństwa w dynamiczną strukturę jedności przeciwieństw (coincitentia oppositorum) oraz i to, że zbaczanie z tej drogi prowadzi niechybnie do kryzysu psychicznego, nierzadko o charakterze depresyjnym, lub do innego rodzaju zaburzeń równowagi psychicznej. A ten, kto takiego „buntu duszy” doświadczy i przekaz ten zrozumie, może uważać się za szczęśliwego człowieka, otrzymał bowiem z głębi własnej psychiki wyraźne sygnały, że kroczy drogą, która nie jest jego drogą – nie jest bowiem drogą Przeznaczenia. Natomiast ten, kto unikając swego Przeznaczenia, uparcie toczy strumień swego świadomego życia korytem uformowanym przez innych, niebawem doświadczy, iż prąd w jego rzece słabnie, a rzeka zamienia się w zamulony staw. Dzieje się tak dlatego, iż rzeka ta nie jest zasilana ze źródeł archetypowych, następuje zatem – jak określił to Jung – „stagnacja duchowa lub psychiczna jałowość” (Jung, cyt. za: Pascal, 1998, s. 80). Ego – odcięte od tychże źródeł – grzęźnie więc w zamulonym przez obiegowe „prawdy”, stereotypy oraz konwencje społeczne stawie i wiedzie w nim neurotyczny żywot, odreagowując dyskomfort takiego życia w najróżniejszy sposób. Jung ujmuje to w sposób następujący: „Fakt, że konwencje zawsze kwitną na różne sposoby, dowodzi, iż przygniatająca większość ludzi nie wybiera własnej drogi, lecz konwencje, i w skutek tego nie rozwija siebie, lecz pewną metodę, a tym samym jakieś collectivum kosztem własnej całości” (C. G. Jung, 1989b, s. 253-254). Do bardzo podobnych wniosków dochodzi Nietzsche w swym słynnym eseju Schopenhauer jako wychowawca, podkreślając, że w zasadzie każdy człowiek doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej wyjątkowości i niepowtarzalności, lecz z lęku przed światem ukrywa to jako rzecz wstydliwą, budzącą wyrzut sumienia. Dlatego wychowanie – jako dopełnianie dzieła natury – powinno być aktem wyzwalania i wydobywania na światło dzienne tego, co niepowtarzalne i własne. Psychologia Carla Gustava Junga i filozofia Fryderyka Nietzschego to moje dwa główne źródła inspiracji do przemyśleń, które zaowocowały napisaniem tej książki. Tworzą one jej główny nurt, lecz nurt ten zasila wiele dopływów np. z psychologii Jamesa Hillmana, Arnolda Mindella, Ericha Fromma, Kena Wilbera, Irvina D. Yaloma, Carol S. Pearson oraz z pism takich filozofów jak: Søren Kierkegaard, Artur Schopenhauer, Nikołaj Bierdiajew, Władimir Sołowjow, Gaston Bachelard, Jean-Paul Sartre, Jiddu Krishnamurti. Mogę wymienić tu tylko najważniejsze nazwiska, bowiem paleta myśli filozoficznej oraz wiedzy psychologicznej, z jakiej korzystałam, jest znacznie szersza. Korzystałam też z wiedzy i doświadczeń religioznawców, antropologów, socjologów, filozofów kultury oraz mitoznawców jak np. z publikacji Jamesa George’a Frazera, Mircei Eliadego, Josepha Campbella, Károlya Kerényiego, Zygmunta Baumana. Sięgałam także do mistyków, alchemików oraz nauczycieli duchowych, jak np. Mistrz Eckhart, Paracelsus, Jakob Böhme, Marcilio Ficino, Giovanni Pico della Mirandola, Willigis Jäger, Eckhart Tolle. Umieściłam w książce także szereg przykładów literackich, sięgałam do poezji, mitów, baśni, alchemii, astrologii oraz do Biblii. Czytelnik znajdzie tu więc nie tylko wiele cytatów z tychże źródeł, lecz także wnikliwe omówienia oraz interpretacje wielu dzieł literackich, takich autorów jak: Hermann Hesse, Tomasz Mann, William Blake, Rainer Maria Rilke, Gustave Flaubert, Franz Kafka, Antoine de Saint-Exupéry, Bruno Schulz, Jean-Paul Sartre, Albert Camus, Jean Giraudoux, Witold Gombrowicz, Max Frisch, Ingeborg Bachmann, Christoph Hein, Heinar Kipphardt, Michael Ende, Paulo Coelho.
Książka składa się z dwunastu esejów, w których omawiam, najogólniej rzecz ujmując, drogę człowieka ku wyższej świadomości – od momentu zatrzymania się na niej z powodu kryzysu psychicznego, poprzez inspirowane snami, przeżyciami o charakterze symbolicznym oraz duchowymi wtajemniczeniami przebudzenie twórczej energii, aż po uzyskanie autentycznej przemiany psychicznej.