– Ci oto, których wybrałem, bo ich chciałem wybrać, będą moimi posłańcami. Apostołami. Gdy mnie z wami nie będzie, słuchajcie ich. Pod moją nieobecność oni będą moją wolą, moją nauką i moim sądem.
Potem skinął na wybranych, aby udali się z nim. Oddalili się od tłumu.
– Dam wam moc i władzę nad wszystkimi demonami i moc uzdrawiania chorób – dodał, gdy byli już sami.
– I cóż mamy z tą mocą począć? – zapytał Szymon.
– Wyślę was, abyście głosili nadejście Królestwa Bożego i uzdrawiali.
– Jak to mamy czynić?
– Będziecie szli od miasta do miasta. Od wioski do wioski. W drogę niczego z sobą nie zabierajcie. Ani kija, ani torby, ani chleba, ani pieniędzy, ani dwóch szat.
– Jak przeżyjemy wędrówkę, niczego nie mając?
– Gdziekolwiek wejdziecie do domu, gdzie użyczą wam gościny, tam pozostaniecie, aż do swego odejścia stamtąd. A jeśliby w jakiejś miejscowości nie chciano was przyjąć ani wysłuchać, wyjdźcie stamtąd i otrząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim.
– Kiedy mamy wyruszyć, rabbi?
– Gdy wam każę. A zrobię to, gdy będziecie gotowi, gdy oswoicie się z waszym zadaniem, nabierzecie pewności siebie i wiary. Do tego czasu będziecie stale przy mnie. Będziecie mnie słuchać, pytać, obserwować i rozmawiać ze mną.
– A co z naszym dotychczasowym życiem, naszymi rodzinami i pracą?
– Ja do was mówię o zwiastowaniu Królestwa Bożego, a wy do mnie o wczorajszych troskach i obowiązkach. Powiadam wam, żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego.
Przerażeni nieodwracalnością losu, zrozumieli, że od tej chwili niczego już nie mogą planować samodzielnie i dzielić trosk z najbliższymi. Stali się członkami nowej rodziny.
– Idźcie i wypocznijcie. Starajcie się poznać nawzajem, nie może być bowiem żadnych swarów między wami.
Gdy odchodzili, dodał:
– A ty, Judo z Kariotu, synu Symeona, pozostań jeszcze ze mną.
Juda zatrzymał się przy Jezusie. Wszystko, co zaszło tego dnia, przerosło wszelkie jego oczekiwania. Był szczęśliwy z powodu wyboru i jednocześnie przytłoczony ogromem oczekiwań mistrza wobec niego. Gdy pozostali sami, Jezus spoczął na kamieniu. Wskazał drugi, leżący opodal. Juda usiadł i czekał.
– Judo, ty nie będziesz chodził z innymi i nauczał. Nie będziesz zwiastował Królestwa Bożego. Nie będziesz uzdrawiał.
– Rabbi, skoro nie będę tego robił, jaka będzie moja rola wśród tamtych?
– Będziesz zajmował się sprawami, powiedzmy, przyziemnymi.
– To znaczy jakimi?
– Widziałeś te tłumy, które mi towarzyszą?
– Tak, rabbi.
– Ty będziesz podążał przede mną. Będziesz myślał o tym, czym się ci ludzie będą żywili w miejscach, w których będę nauczał. Gdzie będą spali. Czy nie grozi nam niebezpieczeństwo ze strony miejscowej ludności.
– Czy może nam grozić jakieś niebezpieczeństwo?
– Tak, Judo. Wszak widziałeś, co się zdarzyło w Nazarecie.
– Widziałem.
– Ponadto będziesz dysponował naszą wspólną kasą. Będziesz skarbnikiem.
– Kasą? A skąd ja zdobędę pieniądze, aby mówić o kasie?
– Judo, ludzie płacą podatki Rzymianom, bo muszą, płacą podatki na Świątynię w Jeruszalajim, bo tak mówi Tora. Będą płacić dobrowolnie i z ochotą, bo my niesiemy im Dobrą Nowinę.
– Czy Dobra Nowina ma jakąś cenę?
– Tak. Pozwala bowiem rozproszyć ludzkie wątpliwości i smutek. Ale obok uzdrowienia duszy dokonuję uzdrowienia ciała. A za to ludzie chcą płacić. Z wdzięczności i z czystej kalkulacji. Odpadają im bowiem koszta związane z opieką nad chorymi i straty wynikające z niewykonywania przez nich pracy.
Po chwili milczenia Jezus kontynuował:
– Są też tacy, którzy chętnie nas wspierają, bo widzą nadzieję na zmianę obyczajów tego pogrążonego w wewnętrznych waśniach i pełnego wzajemnej nienawiści narodu.
– Rabbi. Nie znasz mnie przecież. Powierzenie pieczy nad wspólną kasą wymaga zaufania.
– Mam do ciebie pełne zaufanie, Judo. Będziesz dysponował naprawdę dużymi kwotami. Wiem, że byle trzydzieści przysłowiowych sykli ciebie nie skusi.
***
Powierzenie mu funkcji skarbnika potraktował bardzo poważnie. Był to wyraz ogromnego zaufania do jego roztropności i zapobiegliwości. Ale przede wszystkim – uczciwości. Jak sobie poradzi z kwestą? Mistrz wyraźnie powiedział, że ludzie łożą datki dobrowolnie jako wyraz wdzięczności lub sympatii. Wysokość przekazywanych sum nie będzie niczym normowana. Darczyńcy sami ustalą wysokość darowanej sumy. Biorąc pod uwagę ilość uzdrowień dokonywanych przez rabbiego oraz ilość sympatyków, ofiarodawców może być bardzo wielu. W tej sytuacji kwestor, czyli on, Juda z Kariotu, nie będzie podlegał żadnej finansowej kontroli.
Pieniądze przez niego pozyskane będą przeznaczane na zakup przedmiotów niezbędnych do funkcjonowania zrzeszenia zgromadzonego wokół Jezusa. Należy opłacić należności za koczowanie na terenie sadów i pól ich właścicielom. Podążający za Jezusem tłum musi coś jeść i pić. Należy zapewnić drogocenną wodę, aby ludzie mogli się umyć i przeprać przepocone i przesiąknięte kurzem ubrania. Za to też należy zapłacić. Należy posiadać mikstury, leczące powszechne dolegliwości i choroby. Cóż z tego, że mistrz potrafi uzdrawiać? Jego uzdrowienia nie mogą przecież dotyczyć kataru, przeziębień, otarć i nagniotków. Uzdrowienia mogą dotyczyć jedynie przypadków nadzwyczajnych, wykraczających daleko poza powszechną wiedzę medyczną. Inaczej Jezus z proroka i cudotwórcy przeobraziłby się w wędrownego konowała, którego nikt nie darzy szacunkiem.
Zarówno sumy kwestowane, jak i wydawane przez niego pieniądze nie mogły z natury rzeczy podlegać żadnej kontroli. Zatem człowiek nieuczciwy mógłby czerpać do woli i bezkarnie ze wspólnej kasy. Wielkie, zaiste, musiało być zaufanie Jezusa do Judy z Kariotu, gdy ten powierzył mu funkcję skarbnika. Juda poczuł się dumny. Wiedział, że nie zawiedzie. Co jednak miał na myśli Jezus mówiąc: „Wiem, że byle trzydzieści przysłowiowych sykli ciebie nie skusi”?
Dlaczego akurat trzydzieści? Nic nie było jasne do końca.