Bogini zwycięstwa
Waldemar Lejdward
Publisher: | My Book |
Size, pages: | A5 (148 x 210 mm), 234 pages |
Book cover: | soft |
Publication date: | August 2013 |
Category: | Short stories |
ISBN:
978-83-7564-406-7
31.00 zł
ISBN:
978-83-7564-409-8
5.00 zł
MŁODA WDOWA
Sąsiedzi mieszkający w pobliżu lokalu, który zajmowaliśmy, byli porządnymi ludźmi. Należeli do głęboko wierzących i praktykujących katolików. Pracowali bardzo ciężko, by zapewnić całej rodzinie godny byt i poważanie. Mieli dwie córki, Angelikę i Magdalenę. Angelika była starsza i bardziej zrównoważona, natomiast Magdalena – żywsza i nieco głośniejsza. Obie były jednak bardzo miłe i nie sprawiały opiekunom większych problemów wychowawczych.
Kłopoty w rodzinie zaczęły się dopiero wtedy, kiedy córki podrosły. Pierwsza z sióstr poznała na studiach chłopaka i zakochała się bez pamięci. Młodzian nie przypadł jednak do gustu rodzicom Niewierzący, samolubny, zarozumiały, sprawił niezbyt dobre wrażenie po pierwszym odbytym spotkaniu. Małżonkowie od początku nie przejęli się zbytnio zawartą znajomością córy, sądzili bowiem, że dziewczyna pozna jeszcze wielu ciekawych młodych ludzi, nawiąże sporo różnych kontaktów, wyrobi właściwą opinię o postawach i charakterach napotkanych osób.
Tymczasem Angelika kontynuowała znajomość z Pawłem i nie zamierzała zerwać z ukochanym. W rodzinie dochodziło do różnych spięć na powyższym tle, ale spory nie przyniosły żadnego konkretnego rozwiązania. W końcu Angelika podjęła ostateczną decyzję: postanowiła wyjść za mąż, za Pawła, mimo nieprzychylnego nastawienia rodziców. I tak też się stało.
Angelika wyprowadziła się z mieszkania opiekunów. I teraz widzieliśmy dziewczynę już dosyć rzadko. Rodzice byli dalej przeciwni zaistniałemu związkowi; ale musieli przyznać – po upływie pewnego czasu – że córka pozostaje wciąż szczęśliwa w zawartym samowolnie małżeństwie.
Młoda żona urodziła najpierw dorodną córkę, a potem zaszła w ciążę z następnym dzieckiem. Kiedy urodził się chłopiec, ojciec dziecka już nie żył.
Pewnego razu spotkaliśmy matkę Angeliki przed domem, w którym zamieszkiwaliśmy, i podjęliśmy dłuższą rozmowę. Dowiedzieliśmy się o wydarzeniach, które były trudne do uwierzenia. Sąsiadka oznajmiła:
– Właśnie pochowałam zięcia.
Słyszeliśmy już wcześniej, że mąż Angeliki ma pewne kłopoty ze zdrowiem, nie sądziliśmy jednak, że są tak poważne.
– Zaczęło się wszystko bardzo niewinnie – przystąpiła do opowieści znajoma z bloku. – Najpierw zięcia poczęło boleć coś w kroku. Poszedł do lekarza, który zapisał mu tylko środki uśmierzające. Ale ból nie ustawał. I wtedy poszedł do innego lekarza, który skierował męża córki na badania specjalistyczne. Oględziny lekarskie trwały dość długo; a kiedy przyszły wyniki, szok był niesamowity: rak jąder! Zięć poddał się operacji, usunięto mu jedno jądro… I wydawało się, że niebezpieczeństwo zostało już zażegnane. Niestety, nastąpiły przerzuty. Przeszedł drugą operację, ale nie było widać poprawy. Męczył się bardzo. Dostawał nowe leki. Naświetlano go… Pod koniec choroby, wyglądał niesamowicie źle… zostały tylko skóra i kości. Widać było, że już nie ma dla chłopaka ratunku. Zmarł, mając dwadzieścia sześć lat.
– To okropne!
– Osierocił dwoje dzieci. Martwimy się teraz o zdrowie młodszego dzieciaka: czy nie powtórzy się podobna historia jak z ojcem?
– Taki młody człowiek.
– Tak. Odszedł, po zaledwie ośmiu miesiącach niedomagań.
– A jak przeżyła tragedię Angelika?
– Strasznie. Właściwie prawie wcale się nie odzywała. Stale siedziała przy łóżku Pawła i patrzała zmartwiałym wzrokiem na męża. A kiedy zamknął oczy… rzekła tylko bluźnierczo: „wszystko jest wstrętne… wszystko jest bardzo wstrętne”! Potem położyła się na niezajętym łóżku, twarzą do ściany i nie wstawała z posłania prawie przez dwa dni. Baliśmy się, że zrobi sobie coś złego. Cały czas pilnowaliśmy dziewczyny… Dopiero po urodzeniu dziecka trochę odżyła.
– Biedna dziewczyna.
– Bardzo biedna. Wielka kara spotkała córkę za postępek, który zrobiła bez zgody rodziców.
Spojrzeliśmy zdziwieni na sąsiadkę. Opinia kobiety była zaskakująca. W osądzie, który wyraziła, pojawiło się naraz coś nieczułego, zatwardziałego… Czyżby znajomi współmieszkańcy nie mieli współczucia, nie rozumieli przeżyć własnej córki?