Pierwszego września szkoła wyglądała jak nowa; gdy wszedł do wewnątrz, była już prawie wypełniona. Z daleka dojrzał Seweryna, swojego przyjaciela, przyspieszył kroku i doszedł do niego. Chłopcy rozpoczęli dyskusję na temat szybko minionych wakacji. Powoli zaczęli dołączać do nich starzy klasowi koledzy. Podczas gdy dyskusja trwała w najlepsze, rozległ się nagle głośny dzwonek, który swoim starym dźwiękiem wypełnił cały budynek.
Szkoła w Babim Dole położona była na niewielkim wzniesieniu. Była bardzo stara – mimo to po remoncie wyglądała dobrze, a wewnątrz unosił się zapach farby ze świeżo pomalowanych ławek.
Gwar i szum zaczął cichnąć, uczniowie, którzy wypełnili w całości korytarz, z niecierpliwością czekali na nauczycieli. Tradycją w szkole było to, że grono nauczycieli pojawiało się zawsze na czele z dyrektorem. Tak też było i teraz. Pierwszy na schodach stanął dyrektor, a tuż za nim stawiła się świta starych znajomych pedagogów. Po chwili wszyscy zgromadzeni zaczęli słuchać przemówienia dyrektora.
– Witam wszystkich w rozpoczynającym się nowym roku szkolnym. Mam nadzieję, że jesteście wypoczęci i gotowi, by wziąć się ostro do pracy. Patrząc na wasze uśmiechnięte, opalone twarze, sądzę, że tak jest. Na początek mam dla was komunikat. W naszej szkole pojawiła się nowa nauczycielka. Będzie uczyć historii i przy okazji będzie wychowawczynią drugiej klasy gimnazjum.
Chłopcem wzdrygnęło, gdy to usłyszał. Ogarnęło go jednocześnie przerażenie na zmianę z euforią. Kiedy usłyszał o historii, przestało interesować go całkowicie to, co dzieje się wokół. Historia od zawsze była i jest jego ulubionym przedmiotem. Nie miał jednak nigdy do niego szczęścia, bowiem każdy historyk, który zaczynał pracę, z jakiś powodów po roku odchodził. Było tak też z poprzednią nauczycielką, która była zresztą wychowawczynią. Nawet kilka razy pożyczał od niej książki i gdy wydawało się, że będzie wszystko dobrze, to i ona ich opuściła, bo okazało się, że jest w ciąży. Tym razem znowu trafiło się, że historii będzie uczyć go wychowawczyni. Nie wiedział do końca, czy to dobrze czy źle. Myśli kłębiły się w nim. Zupełnie stracił głowę do wszystkiego. Podczas pierwszych dwóch lekcji nie myślał o niczym innym. Nawet Seweryn zauważył, że przyjaciel zachowuje się nietypowo. Trwało to wszystko do chwili, aż nadszedł upragniony przez niego czas lekcji historii. Uczniowie zaciekawieni osobą nowej wychowawczyni wsypali się do klasy niczym mrówki.
– Dzień dobry! Nazywam się Barbara Rudnicka. Pochodzę z Dolnego Śląska. Cieszę się, że zostałam waszą wychowawczynią. Wiem, że dotąd mieliście problem z historykami, dlatego mam nadzieję, że mi uda się doprowadzić was do końca szkoły.
Siedział i z zaciekawieniem wpatrywał się w Barbarę niczym w pomnik. Dostrzegł w niej od razu coś wyjątkowego. Pomyślał, że może to jest w końcu taki nauczyciel, o którym ciągle marzył.
Nagle jego rozmyślania przerwał wzywający go jej głos. Zszokowany zerwał się, nie wiedząc, co się dzieje. Nie zauważył, że nauczycielka zwracała się do wszystkich w taki sam sposób.
– Słucham? – zapytał z wielką nieśmiałością.
– Opowiedz mi coś o sobie.
Zawiesił się na chwilę całkowicie. Zdziwiony, zaczął mówić niepewnym głosem.
– Nazywam Wojciech Konicki. Mam czternaście lat, pochodzę z robotniczej rodziny, moją pasją jest historia i w przyszłości chciałbym zostać nauczycielem tego przedmiotu! – gdy kończył, w jego głosie słychać było już duży spokój i pewność.
– Dziękuję. Cieszę się, że masz takie zainteresowania, i mam nadzieję, że będę miała z ciebie dużo pożytku!
Uczeń usiadł zadowolony i ponownie zawładnęły nim myśli.
Dni w Babim Dole mijały szybko. Nastająca jesień przybrała, jak co roku, piękne barwy. Kolorowe liście na drzewach wyglądały urokliwie. Babi Dół był sporej wielkości wsią, przez którą rozciągała się jedna główna droga. Życie tętniło w zasadzie tylko rano, gdy uczniowie szli do szkoły, i po południu, gdy z niej wracali. Szybko zapadający zmrok nie pozwalał na jakiekolwiek wyprawy nad jezioro czy na spacery. Wojtek całymi dniami siedział w domu, czytając wszystkie książki historyczne, jakie miał. Zresztą ostatnie dni nie były dla niego zbyt udane, bo zachorował, a gorączka, jaka utrzymywała się u niego, nie pozwalała mu na zbyt wiele. Chłopiec mimo to postanowił wyjść tego dnia z domu. Trzy dni wcześniej dowiedział się od Seweryna, że zmarła teściowa pani Barbary i właśnie dlatego stwierdził, że mimo złego samopoczucia pójdzie na pogrzeb. Nie dawała mu ta sprawa spokoju. Nie rozumiał swojego zachowania z ostatniego okresu. Ciągle myślał o historyczce, a teraz szczególnie, gdy dotknęła ją taka przykrość.
Rozmyślania przerwał mu dźwięk dzwonka drzwi wejściowych, w których stał Seweryn. Przyjaciele wyszli z domu i skierowali się w stronę kościoła. Mimo jesiennego popołudnia pogoda była wyjątkowo ładna. Zza chmur wiszących na niebie zaczęło wyglądać słońce, które jak na tę porę roku dość mocno grzało. Przyjaciele zbliżali się do kościoła, przed którym ujrzeli sporą grupę ludzi. Konicki jak pod wpływem jakieś hipnozy zostawił kolegę w tyle, a sam przecisnął się wśród ludzi, by znaleźć się jak najbliżej trumny. Udało mu się to, bo po chwili stanął w kaplicy, na wprost nauczycielki. Wtedy jeszcze bardziej oniemiał. Ujrzał Barbarę pochyloną nad trumną. Ubrana w czerń wyglądała fascynująco. Hipnoza, w jakiej się znajdował, zdawała się być jeszcze większa. Nie spuszczał z historyczki wzroku. Podczas nabożeństwa nieustannie się jej przyglądał. Trwało to też w drodze na cmentarz. Wszyscy ustawili się nad wykopanym dołem. Wojtek stanął znowu na wprost nauczycielki. Ksiądz rozpoczął ostatnie modlitwy. Chłopiec poczuł, jak zaczyna tracić siły. W pewnym momencie Barbara uniosła głowę, jej wzrok zatrzymał się na dłuższą chwilę na nim. Konicki ujrzał wtedy bolesną, ale piękną twarz Barbary, która zalana była co jakiś czas spadającymi łzami. Był pod ogromnym wrażeniem. Czuł coś dziwnego, zaczął gwałtownie słabnąć. Ksiądz kończył nabożeństwo. U Barbary zaczęło pojawiać się coraz więcej łez. Chłopiec zaczął źle widzieć, aż w końcu stracił przytomność.
Od wydarzeń na cmentarzu minął tydzień. Konicki doszedł już w pełni do siebie. Nie spał prawie w ogóle tej nocy, bo myślał o powrocie do szkoły. Tradycyjnie, Seweryn przyszedł rano i obaj chłopcy udali się do szkoły. W środku jak zawsze było gwarno. Koledzy obstąpili Wojtka, pytając z zaciekawieniem o jego samopoczucie po dość długiej nieobecności w szkole. Był powszechnie lubiany w klasie. Jedni lubili go głównie dlatego, że miał sporą wiedzę, z której niejednokrotnie korzystali, inni po prostu widzieli w nim dobrego kolegę.
W końcu wszyscy doczekali się głośnego, starego dzwonka. Poszczególne grupy zaczęły zbierać się w klasy. Konicki dojrzał na schodach panią Barbarę w towarzystwie matematyczki pani, Niźniewskiej. Ogarnęła go jakaś niewytłumaczalna złość. Może było tak dlatego, że nie znosił pani od matematyki, a jeszcze bardziej tego przedmiotu i sposobu, w jakim go uczyła. Zwrócił już jakiś czas wcześniej uwagę, że obie panie zaprzyjaźniły się, co bardzo mu się nie podobało.
Barbara tymczasem została przez chwilę na schodach sama. Była średniego wzrostu. Czarny kolor włosów i dość ciemna cera powodowały, że urodą przypominała Cygankę. Jakimś zaprzeczeniem takiej teorii mógł być tylko błękitny kolor oczu, który powodował, że jej spojrzenie było nadzwyczaj wyjątkowe, do tego wprawiało go w hipnozę.
Konicki jak zwykle nie istniał na innych lekcjach. Odżywał i stawał się prawdziwym uczniem dopiero na lekcjach historii. Często bywało tak, że dzięki wiedzy, jaką posiadał, był jedynym uczniem, który znał odpowiedzi na wszystkie pytania. Tak było i tym razem.
– Myślę, że Wojtek zasługuje dziś na dwie oceny bardzo dobre. Czy zgadzacie się ze mną? – historyczka zwróciła się do klasy. Uczniowie zgodnie przytaknęli. Chłopiec zaczerwienił się zadowolony. Po lekcji klasa zbierała się do wyjścia. W tumulcie Wojtek usłyszał głos Barbary.
– Poczekaj w klasie, aż wszyscy wyjdą, mam do ciebie sprawę.
Zaskoczony, stanął przy ławce. Nauczycielka zamknęła drzwi za ostatnim wychodzącym uczniem i zaczęła mówić:
– Powiedziała mi pani od matematyki, że nic się nie uczysz – zaczęła mówić spokojnie. – Zresztą kilku innych nauczycieli powiedziało to samo. – Jej głos wyraźnie się podnosił. – Czy możesz wytłumaczyć mi, co się dzieje?
– Bo ja…
Nauczycielka nie wytrzymała i przerwała mu, krzycząc:
– Bo co?!
Tym razem nastała dłuższa chwila ciszy.
– Bo ja nie lubię ani matematyki, ani tym bardziej matematyczki – wystraszonym głosem odpowiedział.
– Milcz! – wtrąciła się Barbara – Nie chcę tego słuchać, co to jest za tłumaczenie? Jak ty się zachowujesz? Zdążyłam poznać cię już trochę.
– Myślę, że nie! – tym razem Wojtek prawie krzyknął.
– Milcz w końcu i nic już nie mów!
Atmosfera zrobiła się nieprzyjemna i napięta. Oboje zamilkli. Wojtek ze strachu, a Barbara ze złości. Trwało to dłuższą chwilę.
– Ja naprawdę nie lubię matematyki, za innymi przedmiotami też nie przepadam. Mnie fascynuje tylko historia.
– Ciekawe! A czy ty wiesz, że samą historią nic nie osiągniesz? Że bez innych przedmiotów nie zdobędziesz wykształcenia, nawet jak jesteś najlepszy z historii? – Barbara wyraźnie uspokajała się.
Wojtek z zaciekawieniem słuchał tego, co mówi wychowawczyni. Nikt nigdy wcześniej nie interesował się jego wynikami nauki. Między nimi zaczęła się pierwsza dłuższa rozmowa.