No, endlich my sam prziszli (fragment)
– Och, jeszcze kilka wysokich, niewygodnych schodów przy tej monumentalnej budowli i wreszcie jestem już przy samym Pomniku Czynu Powstańczego. Zawsze chciałam dotrzeć na Górę Świętej Anny i to tu, pod pomnik. Udało mi się to. Dziękuję wam – odzywa się Róża do siostrzenicy i jej męża.
– Też tu jeszcze nie byłem – powiedział Antek. – Ciekawiło mnie to od dawna, czy to jest nowy pomnik, czy też ten stary, pohitlerowski. Przecież było to miejsce największych imprez w okresie trzydziestolecia. Niemcy uważali, że to oni wygrali bitwę pod Świętą Anną.
– Coś ty, przecież uczyliśmy się w szkole o odsłonięciu pomnika, te rzeźby są dziełem Dunikowskiego – dziwi się siostrzenica Róży.
– Czego to myśmy się nie uczyli! Niestety, nie wszystko to było prawdą. Jednak bitwę to myśmy wygrali. Czytałem też, że Niemcy wybudowali amfiteatr z kamienia wapiennego na pięćdziesiąt tysięcy ludzi, z wielkim rozmachem, na ponad dwudziestoarowej powierzchni.
– Oczywiście, że jest i amfiteatr. Musimy tylko podejść z drugiej strony pomnika, to stamtąd go zobaczymy.
– Byłam tu już kilkakrotnie – wyjaśniła siostrzenica, a widząc ich zdziwienie, dodała: – Jeszcze wtedy, gdy byłam harcerką, a także na pielgrzymkach. Harcerzy wszędzie wozili po imprezach rocznicowych, gdyż zawsze dobrze się prezentują. Nazywaliśmy takie wyjazdy spędami.
Gdy w końcu podeszli do murku będącego czymś w rodzaju balustrady oddzielającej taras przy pomniku od urwistej skały, Antek zapragnął zejść w dół, aby zobaczyć amfiteatr z bliska. One pozostały przy pomniku, gdyż wyszło na jaw, że Róża cierpi na lęk wysokości. Antek schodził więc na dół sam. Widziały, jak zagadnęła go jakaś kobieta z grupki kilku mijających się z nim osób. Anka, gdyż takie nosiła imię siostrzenica, nastawiła ucha. Kobieta pytała go, czy zna język niemiecki, gdyż opowiada Niemcom o pomniku i nie potrafi sobie przypomnieć, jak nazywa się powstanie. Czy Wiederstand? Jej córka wyjechała do Niemiec i tam wyszła za mąż. Teraz ona się biedzi, aby swoim gościom opowiedzieć, co się tu działo, bo oni tam nie mają pojęcia o takich sprawach, zwłaszcza ci z Bawarii. Ten okres historii został całkowicie pominięty w ich szkołach. Rozgadała się na dobre, widząc widocznie zainteresowanie Antka.
– Wiederstand – potwierdził jej w końcu.
– Aufstand – syknęła Anka w ich stronę. Co on wygaduje? – pomyślała. Nie pamięta, jak nazywa się powstanie? Przecież Wiederstand to opór. W końcu ci Niemcy i tak nie dowiedzą się prawdy. Faktem zresztą jest, że każda ze stron wtedy walczących uważała i uważa, iż to właśnie ona wygrała tę bitwę, co potwierdzają stawianiem pomników i tablic. Pomimo tego jednak powinien był powiedzieć Aufstand, denerwowała się w myśli, obserwując schodzącego dalej schodami w dół Antka. W końcu znudzona tym, przy protestach cioci, weszła na murek okalający taras, wyjęła lornetkę i zaczęła obserwować ludzi znajdujących się przy amfiteatrze na dole. Zauważyła tam Antka. On również ją zauważył i pomachał ręką. Obejrzała przez lornetkę cały las okalający ławki amfiteatru po przeciwnej stronie i już chciała zejść, aby namówić ciocię do podejścia w pobliże murka, gdy obok rozsiadło się kilkuosobowe towarzystwo.
Jedna z kobiet siadając tyłem do przepaści zaczęła głośno narzekać na swoją dolegliwość, jaką jest lęk przestrzeni i wysokości. Anka spojrzała w bok i zauważyła minę cioci stojącej nieopodal niej, prawie przyciśniętej do muru wyższego tarasu. Zachciało jej się śmiać. Mina cioci wyraźnie zdawała się mówić o siadającej kobiecie: co za idiotka!
Pozostałe towarzystwo kobiety z lękiem przestrzeni również zaczęło się rozsiadać, wyciągając z toreb kanapki i termosy.
Kobieta kontynuowała rozmowę, przerwaną jej rozsiadaniem się:
– Jeden mój zięć waży dziewięćdziesiąt kilo i nie ma brzucha. Jest potężnie zbudowany, ale nie ma brzucha. Drugi zięć waży tylko osiemdziesiąt pięć kilo i ma potężne brzuszysko.
– Może jest drobniejszej budowy – wtrąciła druga z kobiet.
– Nie – odpowiedziała tamta i ciągnęła dalej – jest odwrotnie. Ten cięższy jest niższy i je też więcej. Moja starsza córka nie potrafi nadążyć z krojeniem chleba, jak on zasiądzie do stołu. Ale mu się ta waga jakoś inaczej rozkłada. Adam! Nie stawaj na murku, wiesz dobrze, że mam lęk wysokości – powiedziała do wysokiego i szczupłego mężczyzny, stojącego z boku wraz z częścią męskiego towarzystwa.
Anka spojrzała w jej stronę. Tamta siedziała tak, że cały tyłek wystawał jej za murek. W dodatku była dość tęgą osobą. Wyglądało to bardzo zabawnie. Z powrotem więc spojrzała przed siebie i zajęła się ustawianiem ostrości lornetki, aby się głośno nie roześmiać. Zdawało jej się, że kobieta zorientowała się, co ją tak rozśmieszyło, gdyż usiadła bardziej bokiem i przestała mówić. Powiedziała jeszcze tylko raz obrażonym głosem: „Zejdź!”. I jadła w milczeniu.
Wreszcie się uspokoiła, pomyślała Anka. Ciszę jednak wykorzystał mąż kobiety. Nie był to na pewno żaden z jej zięciów, gdyż z tego co mówiła, był za szczupły. Zapewne był to mąż, gdyż pozostałym mężczyznom z ich grupy nie zwracała uwagi na zachowanie. Ten zaś zaczął opowiadać o tym, jak to w pięćdziesiątym pierwszym roku był tu na poświęceniu pomnika. Jak wcześniej przyjeżdżali tu z grupą przedwojennej młodzieży powstańczej i reperowali ławki, wymieniali też drewniane części na kamienne. Mówił też jak wspaniale wyglądało odsłonięcie pomnika.
– Ale w czerwcu 55, nie 51 roku – wtrąciła Anka półgłosem, gdyż nie mogła już dłużej wytrzymać. Jej ciocia syknęła.
Zawiązała się więc między tamtymi rozmowa, jak to niegdyś bywało tutaj podczas różnych uroczystości, jak partia dbała o wszystko i generał Ziętek też dużo robił.
– A teraz? – padło pytanie. Była to wyraźna zachęta do rozmowy ze strony męża w stronę kobiety z lękiem wysokości. Ta jednak dalej milczała, ukazując swojemu towarzystwu kamienną twarz.
Anka postanowiła zejść i przejść trochę dalej. Pomyślała, że wtedy między tamtymi atmosfera trochę się rozluźni. W tym momencie tuż za plecami usłyszała jednak okrzyk radości:
– O! To jest takie samo, jak widziałem w Bułgarii. Tam też widziałem autentyczny teatr rzymski. To też będzie z czasów rzymskich. Popatrz na to regularne półkole i na te kamienne ławy, i na ten wyłożony kamieniem plac przed sceną.
Odwróciła się. Za nią stało dwóch mężczyzn. Z podobieństwa obu wyglądało, że to ojciec z synem. Nazwany przez kobietę z lękiem wysokości Adamem, powiedział głośno, że to tu wszystko nie jest z czasów rzymskich. Wtedy mężczyzna schwycił młodszego pod ramię i odciągnął go w miejsce bardziej oddalone od ludzi, i dalej opowiadał zawzięcie o rzymskich czasach. Anka wykorzystała ten moment, zeszła z murku i wycofała się do swojej cioci. Zaczęła wypatrywać Antka. Zauważyła, że wreszcie wspina się z powrotem do góry.
– O! Jest już tam – pokazała go cioci. – Podejdźmy może w kierunku schodów, bo nie wytrzymuję konkurencji z wiedzą historyczną niektórych osób.
Ze schodów właśnie schodzili kolejni zwiedzający. Młoda dziewczyna zachwycała się pięknym amfiteatrem:
– Jak teatry rzymskie! Na pewno to zresztą będzie jakaś pozostałość po tych czasach. Jak oni potrafili ładnie wkomponować ten pomnik w otoczenie tego amfiteatru – mówiła.
– Żeby choć kupowali przewodniki. Czy ludzie w ogóle wiedzą, dokąd sięgało cesarstwo rzymskie? – powiedziała już bardzo podenerwowana do cioci.