(...) po raz pierwszy pracowała cały dzień. Do południa pomagała gospodarzowi w urządzeniu dyskretnego miejsca w stodole dla siebie i radiostacji. Po obiedzie sporządziła pierwszy meldunek dla Centrali. Podała w nim wiadomość o wylądowaniu, nawiązaniu kontaktu z IV Obwodem AL Kraków, przejęciu radiostacji i o ich aktualnych adresach. O utracie łączności z szefem na razie nie wspomniała; postanowiła z tym zaczekać do ponownej wizyty Michała. Podczas pracy na radiostacji ubezpieczał ją gospodarz i mieszkający opodal jego syn, Franek.
Zgodnie z instrukcją podpisaną przed wylotem nie powinna była bez koniecznej potrzeby wychodzić z domu. Ale nakazy nakazami, a życie życiem. I tak zbyt długo siedziała w nim niczym więźniarka. A przecież i większość więźniów korzysta z przepustek. Tego wieczoru zbuntowała się więc i postanowiła opuścić swą „celę” i pospacerować w pobliskim lesie. Gospodarz chciał jej towarzyszyć, ale mu to odradziła
– Gdyby ktoś zobaczył nas razem, mógłby o tym rozpowiedzieć we wsi. Wtedy wasz dom wzbudziłby zainteresowanie sąsiadów. A to nie byłoby dobre – wytłumaczyła mu i poszła sama.
Po częściowo zachmurzonym niebie wędrował powoli blady księżyc. Co jakiś czas chował się za gęściejszą chmurę, by znów po chwili wynurzyć się spod niej i podążać dalej szlakiem wyznaczonym mu przed wiekami przez naturę. Choć nie oświetlał leśnej drogi całkowicie, ukazywał ją na tyle, by nie zeszła z niej. Las nie był duży. Wolała jednak nie zapuszczać się w jego wnętrze.
Była już pełnia wiosny. Przyroda szybko otrząsnęła się z długiej zimowej śpiączki i powróciła do pełnego życia. Wszystkie drzewa i krzewy były w zieleni, a powietrze świeże i czyste. Szła powoli, bo nie było jej pilno do domu. Przecież nie po to go z przyjemnością opuściła po kilkunastu dniach przebywania w nim, by się śpieszyć z powrotem. Toteż wróciła do niego dopiero po prawie trzech godzinach. Dzięki wędrówce spała tamtej nocy dobrze i długo. Gdy się obudziła, było już po dziewiątej. Zaledwie zdążyła się umyć, ubrać i zjeść śniadanie, usłyszała głos gospodarza:
– Pośpiesz się, bo w pokoju znów ktoś czeka na ciebie.
Domyśliła się, że przyszedł Michał. Szybko pobiegła z nadzieją otrzymania dobrych wieści. Niestety, gdy tylko na niego spojrzała, zauważyła, że był w nie najlepszym humorze. Zdradzało to poważne i zatroskane czymś oblicze. Nie zapytała, co go gnębi, i cierpliwie czekała, aż sam jej to wyjaśni. Na szczęście, nie zamierzał trzymać jej długo w niepewności. Przywitał się z nią i poprosił gospodarzy o pozostawienie ich samych, po czym rzekł:
– Mam złą wiadomość. Twojego szefa nie zastałem wczoraj. Rozmawiałem natomiast z Czyżem, który powiedział mi, że jest źle. Brat Józka pracuje w granatowej policji, w Krakowie. Józek spędza wieczory z nim i jego policyjnymi kolegami w restauracjach dla Niemców. Wydaje pieniądze otrzymane na waszą działalność. Często wraca do domu w nocy pijany i wykrzykuje, że nie zamierza pracować dla bolszewików. A jeśli ci się to nie spodoba, to cię wyda Niemcom. Napastował też dwukrotnie żonę Czyża pod jego nieobecność. On sam wybierał się wczoraj do was z tymi wiadomościami. Zrezygnował z tego zamiaru tylko dlatego, że ja go odwiedziłem. Prosił mnie jednak o ostrzeżenie was. Boi się o siebie i żonę. Ma nawet żal do Sendora za przysłanie mu tego drania do domu.
Słuchała go i nie wierzyła własnym uszom.
– Nie spodziewałam się po nim czegoś podobnego. Przecież przed powierzeniem mu tej odpowiedzialnej misji musieli go sprawdzać.
Jej rozmówca milczał przez chwilę, po czym odparł:
– Niestety, niektórzy zmieniają swe poglądy jak kameleony skórę w zależności od otoczenia, w którym się w danej chwili znajdują. Zresztą nie wiadomo, czy tam u was już nie planował zdrady. Człowieka można sprawdzić, ale nie odgadnąć jego myśli. Nie ma to jednak znaczenia w tej chwili. Teraz ważne jest tylko to, że stał się niebezpieczny. Musisz o tym niezwłocznie powiadomić swoje władze. Przekaż im też, że – naszym zdaniem – należy go jak najszybciej unieszkodliwić. Myślę, że zgodzą się z nami. Tak czy inaczej, my musimy go zlikwidować. Ten zdrajca jest naszym rodakiem i zagraża tobie, nam, rodzinie Sendorów i Czyżów.
– Rozumiem to; zaraz przygotuję szyfrogram.
– To nie wszystko – mówił dalej. – Musisz również opuścić ten dom z radiostacją. Nie wolno ci ryzykować.
– A co z gospodarzami?
– Rozmawiałem o tym z właścicielem. Ale nie chce pozostawić gospodarstwa bez opieki. Ma nadzieję, że tamten nie zdąży donieść. Prosił mnie natomiast o szybkie załatwienie sprawy. Boi się o krewniaka z Krakowa.
– Jak to zamierzacie zrobić?
– Otóż powinnaś odwiedzić go jeszcze dzisiaj i umówić z nim spotkanie ze mną na jutro lub na pojutrze. Potem, zamiast mnie, zaprowadzisz do niego naszych ludzi, którzy wykonają wyrok. Powinien być wtedy w domu sam. Poproszę Czyża o opuszczenie z żoną na ten czas domu – powiedział. Widząc zaś jej zasmuconą twarz, dodał:
– Domyślam się, co czujesz. Ale sama rozumiesz, że nie ma innego wyjścia. Komendant Obwodu obiecał przekazać mi oficjalny wyrok jeszcze dziś. Jestem pewny, że i twoi przełożeni go wydadzą.
– A jak go nie zastanę w domu?
– Będziesz czekać tak długo, aż wróci. Teraz nadaj meldunek i poproś o pilne przekazanie ci zgody na wykonanie wyroku, bo musisz jak najszybciej zostawić chwilowo radiostację i opuścić Chałupki. Ja wyjdę na drogę i popilnuję, abyś nie zwabiła Niemców. Po wysłaniu szyfrogramu czekali z niecierpliwością na odpowiedź. Nadeszła po godzinie. Przełożeni również byli zaskoczeni zdradą Józka, ale – w świetle przekazanych im faktów – wyrok uznali za konieczny. Oboje odetchnęli z ulgą. Poprosili Sendora o dokładniejsze ukrycie radiostacji i o wypożyczenie im roweru. Potem odstąpił jej swój, ponieważ był sprawniejszy, sam zaś wsiadł na wypożyczony i pojechali do Krakowa.
– Podjedziemy po dom Czyżów. Ty zostawisz za bramą rower i wejdziesz do pokoju Józka. Ja zaś zaczekam na ciebie na zewnątrz. Gdy tylko uzgodnisz z nim spotkanie, udamy się do mnie, gdzie pozostaniesz do wykonania wyroku. Potem zabiorę cię do Rybnej. Wieś leży po zachodniej stronie miasta. Zamieszkasz tam u jednego z naszych ludzi.
Dzięki dwukółkom mogli wybrać najbardziej bezpieczną drogę. Michał znał doskonale podkrakowskie okolice i sam Kraków. Wiedział, gdzie mieszczą się posterunki i niemieckie instytucje i gdzie najczęściej legitymują ludzi. Józek mieszkał po wschodniej stronie miasta, przy ulicy Kosynierów. Była to przecznica Mogilskiej. Nie musieli więc przejeżdżać przez centrum, które było najniebezpieczniejsze. Znajdowały się tam niemieckie instytucje wojskowe i cywilne oraz rezydencje niemieckich funkcjonariuszy i urzędników. Dlatego dobrze strzegła go niemiecka i polska policja.
Gdy dojechali na miejsce, zbliżało się południe. Zatrzymali się w pobliżu domu Czyżów. Michał udzielił jej ostatnich rad:
– Pozostanę tu dwie godziny. Dłużej nie mogę, bo mam spotkanie z komendantem Obwodu w sprawie potwierdzenia wyroku. Gdyby Józka nie było w mieszkaniu i nie wróciłabyś w tym czasie, przyjedziesz do mnie sama – powiedział. Potem powtórzył dwukrotnie adres i wyjaśnił jej, którędy najbezpieczniej dojechać.
– Mam jednak nadzieję, że go zastaniesz i pojedziemy razem.
Wchodziła do domu Czyżów zaniepokojona trudnymi do przewidzenia następstwami spotkania ze zdrajcą po tym, czego się dowiedziała. Czuła szybkie bicie serca. Znała go krótko, ale ani w czasie wspólnych przygotowań do przerzutu, ani w rozmowach w samolocie i u Sendorów nie dostrzegła u niego niczego podejrzanego. A przecież musiał zaplanować swój niecny postępek przed wejściem do samolotu. „Chyba jeszcze nie podejrzewa, że znam już jego zamiary” (...)