Galeria coraz bardziej rozwijała swoją działalność. Coraz więcej ludzi zajmujących się zawodowo sztuką otaczało Cypriana, a dzięki nim działalność galerii stale wzbogacały coraz to nowe pomysły. W planach pojawiły się różnego rodzaju performance, spośród których jeden – w przekonaniu Cypriana – okazał się bardzo wyrazisty. Performance ten powstał przy współudziale działających w klubie muzyków jazzowych, którzy w poszukiwaniu nowych tematów czy brzmień dźwiękowych zwrócili się ku naturze. A co najpiękniej i najradośniej brzmi w przyrodzie? Oczywiście śpiew ptaków. Jazzmani nagrali więc płytę imitującą głosy ptaków, na której znalazły się takie odgłosy jak śpiew skowronka witającego wiosnę, upojne trele słowika, niezwykle urozmaicone tony szczygła czy przeczysty gwizd wilgi. Wszystkie te dźwięki, odtworzone przez różne instrumenty muzyczne, stworzyły jeden wspaniały, niepowtarzalny koncert.
Problem polegał jednak na tym, jak wykorzystać to nagranie, jak przedstawić je publiczności, jaką stworzyć oprawę, by muzyka ta zajęła w niej godne miejsce. Debatowano nad tym dość długo i w trakcie dyskusji wyłoniła się koncepcja, która jednocześnie miała wyraźne odniesienie do aktualnej sytuacji politycznej w kraju. Chociaż pomysł ten utrzymywano dość długo w tajemnicy, by wzmóc tym wrażenie, jakie performance wywrze na publiczności, zanim doszło do właściwej inscenizacji tego spektaklu, już zaczęły krążyć sprzeczne opinie co do jego wartości i znaczenia. Zresztą sami realizatorzy podsycali odpowiednio atmosferę wokół wydarzenia, by wzbudzić jak największe zainteresowanie widzów.
Ostatecznie w wyznaczonym dniu przystąpiono do wykonania tego przedsięwzięcia. Do udziału w nim zgłosiła się spora grupa widzów. Niestety, salka wyznaczona do prezentacji performance’u okazała się zbyt mała, a zatem wiele osób pragnących w nim uczestniczyć odeszło zawiedzionych, nie dostawszy się do środka. Ci natomiast, którzy weszli do wnętrza, zaskoczeni byli skromnością ustawionej tam scenografii. Otóż pośrodku pomieszczenia stał stół, na którym znajdował się jakiś przedmiot przykryty czarnym całunem – i to wszystko. Na środek sali wyszedł Cyprian, który był gospodarzem tego wieczoru, i zapowiedziawszy przedstawienie, którego tytuł brzmiał: Teraz one, potem my, ściągnął ów całun z tajemniczego przedmiotu znajdującego się na stole. Oczom widzów ukazała się zwyczajna, pleciona z drutu klatka dla ptaków, a wewnątrz znajdowała się tylko płyta gramofonowa, owinięta w szary papier pakowy. Ale klatka była zamknięta, na drzwiczkach wisiała kłódka, do której nie było klucza. Cyprian zwrócił się do widzów:
– Przyjaciele! W tej klatce, na tej płycie zaklęte są ptasie głosy, które wyrażają uczucia wolności i szczęścia. Tylko ptak może wzbić się wysoko do góry, pod niebiosa i głosić swój triumf – ale nie jest to symptom czyjeś porażki, tylko oznaka własnej witalności, niepodzielności i nieograniczonej swobody. Nikt nie jest w stanie go powstrzymać. Nikt nie jest w stanie mu odebrać jego niezawisłości. Jest wolny. Jest piękny. Jest niedosiężny.
I my możemy być tacy, nawet tu i teraz, wsłuchując się w jego śpiew, w jego arię ku czci życia. Musimy tylko zrzucić te okowy, które powstrzymują pieśń; musimy otworzyć klatkę, wydobyć na wierzch śpiew i upajać się jego pięknem. Czy potraficie ją otworzyć? Czy chcecie wysłuchać tej prostej prawdy również o nas samych?
Odpowiedź publiczności była niemal jednogłośna:
– Tak! Chcemy wolności!
Widzowie rzucili się na klatkę i ku zaskoczeniu organizatorów rozerwali ją w mig prawie na strzępy. Uwolnili płytę. Podali ją pośpiesznie Cyprianowi. On zerwał obwolutę, która ją owijała, umieścił płytę na talerzu adaptera i włączył aparat. Po chwili z dwóch głośników umieszczonych w rogach sali popłynęły czyste tony ptasiego śpiewu, umiejętnie naśladowane przez skrzypce, flet czy waltornię. Ludzie, którzy jeszcze przed momentem byli w wojowniczym usposobieniu, rozkrzyczani i pełni uniesienia, nagle spoważnieli, uspokoili się, a nawet popadli w stan jakiegoś głębokiego odurzenia. Widać było, że ich dusze uleciały jak ptaki ku nieodgadnionym wyżynom, ku niepojętym rajom.
Cypriana również ogarnęło pewne odrętwienie. Czas przestał się liczyć. Dopiero dotyk czyjejś dłoni, poklepywanie po ramieniu przywróciły artystę do rzeczywistości. Sztuka i życie sprzęgły się w jedność. Stworzyły nową jakość: wartość, która ruszyła bryłę ziemię z posad świata.