[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Spragnieni
Spragnieni
Saga Dark
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 200 str.
Rodzaj okładki: ebook
Data wydania:  marzec 2023
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-688-7
22.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
   Została sama. W centrum było pełno ludzi, ale teraz, kiedy mijali przedmieścia, nie było już nikogo oprócz kierowcy. Żałowała, że usiadła na samym końcu.
   Zatrzymali się na jakimś szczególnie ciemnym przystanku i do autobusu wsiadł mężczyzna. Anna nie mogła dojrzeć jego twarzy ‒ i wcale nie dlatego, że było ciemno. Światła latarni wpadały regularnie do środka i widziała wyraźnie jego jasne włosy i błyszczące oczy, ale rysy twarzy dziwnie się zamazywały. Zerknęła na niego jeszcze raz i szybko odwróciła głowę, bo chyba to zauważył.
   Przedostatni przystanek. Anna wysiadała na końcowym i miała jeszcze do przejścia całkiem spory kawałek kompletnie nieoświetlonej drogi. Do tego przez las. Nie była pewna, czy woli iść tamtędy sama, czy w towarzystwie dziwnego nieznajomego. Autobus wtoczył się w końcu w zatoczkę na pętli.
   – Koniec trasy – oznajmił kierowca.
   Nieznajomy ruszył drogą dokładnie w kierunku, w którym zmierzała Anna. Chcąc nie chcąc, poszła za nim. „To właściwie nie tak źle ‒ pomyślała ‒ przynajmniej nie idę przed nim”. Wtedy dopiero miałaby stracha. Nieznajomy, mimo że nie wyglądał na chuligana, wzbudzał w niej jakiś nieokreślony lęk. Jak w jasnym, pięknym lesie, gdy umilkną wszystkie ptaki. Niby wszystko w porządku, ale czuć coś nienaturalnego.
   – Nie boi się pani tak wędrować samotnie po ciemku? – odezwał się nagle nieznajomy.
   Och, nie zauważyła, kiedy zatrzymał się i lekko odwrócił. Łapiąc oddech, wpatrywała się w jego oczy, które wręcz świeciły w ciemności. Zielonkawo jak oczy drapieżnika.
   Nagle poczuła się jak w długim tunelu, na którego końcu błyszczały upiornie zielone oczy. I już się ich nie bała. Jej oddech przyspieszył, poczuła uderzenie gorąca, jej twarz płonęła. Widziała w tych oczach wszystkie swoje pragnienia – ziszczone.
   – Dobrze się pani czuje? – Zielone oczy zbliżyły się do niej, a jej świat skurczył się do rozmiaru ich opalizujących źrenic. Wreszcie odnalazła głos.
   – Nic mi nie jest. – Głęboko odetchnęła. – I nie, już się nie boję.
   Nieznajomy uśmiechnął się. Uśmiech też miał drapieżny. Prawy kącik ust powędrował nieco wyżej niż lewy. Zęby były dokładnie przykryte i Anna z jakiegoś powodu miała pewność, że celowo.
   – Odprowadzę panią. Odwaga odwagą, ale ta droga nie jest dla pani bezpieczna.
   Podał jej ramię i w pierwszej chwili nie wiedziała, jak zareagować. To takie staroświeckie ‒ iść z kimś pod ramię. Wsunęła rękę w zagięcie jego łokcia i poczuła pod miękkim materiałem garnituru twarde jak stal mięśnie. Nagle otuliło ją ciepło, poczuła się jak w kokonie, delikatnie pulsującym, wilgotnym i bardzo podniecającym. „Co się ze mną dzieje?” – pomyślała trochę zamroczona. To przecież nieznajomy. Nieznajomy, który pachniał morską bryzą, świeżością i jeszcze czymś. Czymś tajemniczym, gorącym i nieskończenie pociągającym.
   – Jeszcze tylko kawałek. Idę do znajomej. Szczerze mówiąc, jestem tu pierwszy raz. Gdybym wiedziała, że trzeba iść przez ciemny las, nie umówiłabym się tak późno.
   Nie wiedziała, dlaczego mówi mu to wszystko.
   – Nie lubi pani wyzwań. – To nie było pytanie, ale tak to odebrała.
   – Nie lubię. Wolę bezpieczną rutynę.
   Przechylił głowę i spojrzał na nią, jakby powiedziała coś nieprzyzwoitego.
   Natychmiast się zarumieniła. Nie pamiętała, kiedy ostatnio ktoś tak na nią działał. Ich oczy się spotkały i nagle jego prężne mięśnie pod jej dotykiem stały się bardziej realne, fala gorąca przetoczyła się przez jej ręce do nabrzmiałych piersi, a potem niżej, aż do źródła kobiecości. Kolana się pod nią ugięły i upadłaby, gdyby nie jego ramię, którego trzymała się jak koła ratunkowego.
   – Jesteś wreszcie! – Przez gęstą mgłę w jej mózgu doszedł ją okrzyk z naprzeciwka.
   Nieprzytomnie spojrzała w tym kierunku i napotkała znajomą twarz. Chwilę zajęło jej rozpoznanie. Ewka. No jasne, przecież właśnie do niej szła.
   – Zaczęłam się już niepokoić. Napisałaś z centrum, że już jedziesz, a tu faktycznie trochę trudno trafić. – Ewka spojrzała pytająco na nieznajomego.
   – Przepraszam. – Anna nie do końca wiedziała, za co przeprasza. – Pan był tak uprzejmy, że mnie odprowadził. Dziękuję panu.
   – Cała przyjemność po mojej stronie – powiedział nieznajomy niezwykle sugestywnym, seksownym głosem.
   Anna zastanawiała się, czy jeśli puści jego ramię, zdoła dotrzeć do domu Ewki. Musi wziąć się w garść. Teraz.
   – Dobranoc.
   Odsunęła się na krok i zaczęła się odwracać.
   – Miłych snów – prawie szepnął nieznajomy.
   ***
   – Podrywał cię. – Ewka prawie się zachłysnęła. – Do tego bezwstydnie, na moich oczach. Kto to jest? Zabójczo przystojny. I ten głos. Skąd, do jasnej cholery, go znasz?
   – Nie znam go. I bez przesady, przystojny, owszem, ale zabójczo? – Anna sama nie wiedziała, czemu kłamie. Do tego przyjaciółce.
   Upiła łyk z podanego kieliszka. Hm, zimne wino dziwnie rozgrzało jej żołądek i przypomniało woń nieznajomego. Ciągle była podniecona. To powinno być zakazane ‒ wywoływanie takiego wrażenia na Bogu ducha winnej kobiecie.
   – Nie znasz, nie znasz. Ale sama widziałam, jak tuliłaś się do niego. I dawno nie miałaś takich maślanych oczu. Poważnie pytam: kto to jest?
   – Poważnie, nie wiem. Jechał ze mną autobusem. Tak jak ja wysiadł na końcu i jakoś tak wyszło, że, no, po prostu mnie odprowadził.
   – A jak na ciebie patrzył. – Westchnęła Ewka i też łyknęła ze swojego kieliszka. – Nawet mój mąż już na mnie tak nie patrzy. – Zastanowiła się chwilę. – Chyba nigdy tak nie patrzył.
   – Twój mąż wielbi ziemię, po której stąpasz – uśmiechnęła się Anna.
   – Cieszę się, że przyjechałaś. Piotr wyjechał na kolejną konferencję, więc to cudowny czas na babski wieczór. A dzięki twojemu przystojnemu nieznajomemu mamy świetny temat do plotkowania.
   – O nie, tylko nie to. Nic nie mów Lidce! To przecież nic takiego. Gość odprowadził mnie kawałek przez las, nie ma o czym mówić! – Anna z jakiegoś powodu nie chciała dzielić się swoim nieznajomym.
   W korytarzu rozległ się dzwonek.
   – O wilku mowa. – Ewka uśmiechnęła się i poszła otworzyć drzwi.
   Anna rozejrzała się po nowo wyremontowanym domu. Pistacja w części kuchennej malowniczo gryzła się z wszechobecnym różem, ulubionym kolorem Ewki. Brązowe drewniane podłogi wcale nie poprawiały efektu. Do tego wykończenia w błyszczącym złocie, klamki, lampy i kinkiety. Nie chciała być nieuprzejma, więc kiedy gospodyni w drzwiach spytała ją o zdanie, powiedziała tylko, że wnętrze pasuje do przyjaciółki.
   Do salonu wparowała Lidka, trzecia muszkieterka, jak mówili o nich na studiach, a Ewa od razu nalała jej wino.
   – Jaki nieznajomy? Naprawdę taki przystojny? Masz jego numer telefonu?
   Zasypała ją pytaniami jak serią z automatu. Jak zwykle bezpośrednia. Gdyby to Lidka zobaczyła ją z przystojnym nieznajomym, wiedziałaby już, gdzie mieszka, ile zarabia i jaki ma numer buta.
   – Nieznajomy, przystojny, nie mam jego numeru – powiedziała Anna.
   – Że też nie zdążyłam na ten autobus. Zamiast jechać taksówką, pokazałabym ci, jak to się robi.
   – Już to widziałam. Nawet kilka razy. Ostatnio facet obrzygał ci sukienkę.
   – Nie rozpamiętuję swoich błędów, uczę się na nich – odparła spokojnie Lidka. A potem uśmiechnęła się diabolicznie. – To co o nim wiemy?
   – Wysiadł na pętli – odpowiedziała Ewka.
   – Wsiadł trzy przystanki wcześniej. – Anna usłyszała swój głos, zanim zdała sobie sprawę, że przecież nie chce o nim mówić. – Możemy zmienić temat?
   – W życiu! – zawołała Lidka.
   – Taki soczysty kąsek – dodała Ewka, uśmiechając się z przekąsem.
   Anna musiała jeszcze przez ponad godzinę tłumaczyć, że nie zna faceta, nie wie, ile ma lat ani gdzie pracuje. Nie ma pojęcia, czy ma żonę, dzieci, mieszka z mamą czy z psem. Kiedy parę godzin później wino szczęśliwie się skończyło i dziewczyny zmęczyły się domysłami, obgadały nowy dom Ewki, problemy z firmami remontowymi i zapakowały się do łóżek w pokojach gościnnych. Anna mogła wreszcie odetchnąć.
   Dostała pokój od zachodu, co bardzo jej odpowiadało. Nie lubiła, kiedy słońce świeciło jej rano w twarz i budziło niezależnie od pory. Wprawdzie we wrześniu raczej nie groziła jej pobudka o piątej, ale i tak wolała powolne budzenie. Ponieważ była klasyczną sową, rano zaczynało się dla niej koło dziesiątej. I cieszyła się, że dziewczyny o tym wiedziały. Zapowiedziały wprawdzie, że jutro ciąg dalszy przesłuchania w sprawie przystojniaka, ale teraz, po szybkim prysznicu, w lekkiej koszulce i w wygodnym łóżku, poczuła się niemal odprężona.
   Niemal, bo ciągle odczuwała przyjemne podniecenie. Kiedy zamknęła oczy, prawie natychmiast poczuła obecność nieznajomego.
© 2004-2023 by My Book
×