Dziecięcy pokój wyglądał tak, jakby dosięgło go oko cyklonu. Porozrzucane misie i lalki zajmowały niemalże cały dywan. Fragmenty kartonowej układanki można było znaleźć pod łóżkiem, na nocnym stoliku i w kloszu kinkietu wiszącego na ścianie. Czerwony wóz strażacki leżał przy drzwiach przewrócony na bok. Woskowe kredki turlały się tu i tam, jakby tylko czyhały na nieuważnie stawiane stopy, które po zetknięciu z taką pułapką mogłyby przynieść katastrofalne skutki.
Pięcioletnia Magda klęczała pośrodku tego pobojowiska i z wielką uwagą wznosiła jakąś budowlę z klocków lego. Na zastanowienie zasługiwał fakt, że nie łączyła poszczególnych elementów. Dziwna budowla w kształcie rotundy przypominała luźne usypisko albo starożytny kurhan.
Drobną dłonią ułożyła jeszcze kilka klocków. Na szczycie tajemniczej góry ustawiła ołowianego żołnierzyka. Przygryzając dolną wargę, w skupieniu otoczyła swoje dzieło kolekcją plastikowych ludzkich miniatur. Była z siebie dumna.
Przez chwilę przyglądała się temu, co właśnie stworzyła, jakby zastanawiając się, czy dzieło osiągnęło zamierzoną doskonałość. Na czworakach okrążyła kopiec, z każdej strony oglądając efekt pracy. Tak, wszystko znajdowało się dokładnie na swoim miejscu. Plastikowy kowboj, żołnierz w zielonym mundurze z małym odpryskiem farby na hełmie, rycerz z tarczą sięgającą ziemi i mieczem przytroczonym do boku, figurka przedstawiająca podobiznę księcia Mieszka Pierwszego, Indianka z brązową skórą – wszystkie postaci twarzami zwrócone były w stronę ołowianego żołnierzyka stanowiącego centrum zainteresowania.
Zerwała się na nóżki i pobiegła do kuchni, gdzie mama jak zwykle królowała pośród nieprzeliczonych rzeszy garnków, rondli i patelni.
– Mamusiu, chodź i zobacz, co zrobiłam!
Złapała ją za rękę i z rzadko spotykaną u pięcioletnich dziewczynek siłą zaczęła ciągnąć do pokoju. – Szybciej, szybciej, bo oni nie będą za nami czekać!
– Kto nie będzie czekać? – roześmiała się mama.
– No, jak to kto? Ludzie!
Kobieta pozwoliła zaciągnąć się w sam środek bałaganu i śmiech zamarł jej na ustach. Nie, to niemożliwe. Pięcioletnie dzieci nie bawią się w ten sposób. Ciarki przeszły jej po plecach.
– Magduś, powiedz mi, co to jest? – zapytała ostrożnie.
– To jest stos.
– A do czego on służy?
– No... – dziecięcy zasób słów nastręczał pewne trudności w wyjaśnieniach. – No... Na tym się pali złych ludzi.
Mama z niepokojem przyjrzała się barwnemu plastikowemu tłumowi otaczającemu stos z klocków lego. Jak to możliwe, by jej mała dziewczynka w tak sugestywny sposób oddała rzeczywistość z czasów Świętej Inkwizycji?
– Czy oglądałaś ostatnio jakieś filmy dla dorosłych? – Kucnęła obok córki tak, by nad nią nie górować i zachęcić do szczerej rozmowy.
– Nie.
– A wiesz, że nie wolno kłamać?
– Wiem, mamusiu, ale ja naprawdę nie patrzyłam na brzydkie filmy.
– To powiedz mi, gdzie widziałaś taki stos? – Wskazała ręką usypisko.
– Przyśnił mi się.
Magda nie rozumiała, dlaczego mama tak się niepokoiła. Przecież nie zrobiła nic złego. Tylko się bawiła. Wszystkie dzieci się w coś bawią.
– Opowiedz mi ten sen.
– Nie umiem.
– Spróbuj. Nie będę się z ciebie śmiała.
Dziewczynka niepewnie spojrzała na matkę, ale w jej oczach nie znalazła złości, raczej troskę.
– Taki pan w czarnej czapce spadającej na oczy podpala całą furę gałęzi. A na tych gałęziach stoi taka stara, bardzo brzydka pani. A niedaleko stoi jeszcze jeden pan w takiej śmiesznej sukni do ziemi i krzyczy na tą brzydką panią.
– Co krzyczy?
Magda bezradnie rozłożyła rączki.
– Nie umiesz powtórzyć?
– To jest za trudne.
– A dlaczego ta brzydka pani jest na tym stosie?
– Bo była zła.
– Co to znaczy, że była zła?
– Ona była czarownicą i zrobiła dużo złych rzeczy.
Kobieta nie drążyła dalej tematu, aby niepotrzebnie nie straszyć córeczki. Zamknęła ją w objęciach i czule przycisnęła do piersi.
– Kochanie, czarownice nie istnieją. To był tylko sen.
Jednakże gdzieś w głębi niej pojawiło się przeczucie, że to nie był tylko sen. To zwykłe i niezwykłe zarazem zdarzenie miało znaczenie. Ulotne, dziwne wrażenie rozprzestrzeniało się wewnątrz zaniepokojonej jaźni, lecz trudno było ustalić jego pochodzenie. I nagle zdała sobie sprawę, że ten sen może być na tyle ważny w życiu córki, że zdeterminuje całą jej przyszłość. Nie wiedziała, skąd wzięło się to przeświadczenie, ale była coraz bardziej pewna słuszności podszeptów własnej intuicji.