Ciekawe doznanie, zostać obudzonym przez pianie koguta, szczególnie jak jest się istotą miastową. Emilia przez chwilę przewracała się z boku na bok, próbując wyłączyć ten dźwięk zza okna, ale „kukurykuuuu!” zdawało się być z każdym razem głośniejsze. Nigdy nie przepadała za bijącymi zegarami właśnie z tego powodu, że tak silnie wdzierały się w mózg osoby wypoczywającej. Cały świat… a przynajmniej jego półkula budziła się z wolna ze snu. Popatrzyła na śpiącą smacznie przyjaciółkę i postanowiła, że skoro już została tak drastycznie wybudzona, to poszuka sprawcy i osobiście wrzuci go do gara.
Bezszelestnie się ubrała i cichaczem wymknęła się z pokoju. Dom spał. Półmrok panujący wokoło pobudził wyobraźnię Emilii, która z lubością oddała się przeróżnym dywagacjom na temat burzliwych losów tych ścian. Zeszła na dół, przeszła przez kilka pokoi i bez problemu wyszła na zewnątrz. Jakiś cudak pięknie koncertował na pobliskich drzewach, a jego złocisty głosik niósł się echem po najbliższej okolicy. W lewo teren był znany, z przodu nadjechali, więc skierowała się w prawo, pozwiedzać najbliższą okolicę. Minęła skwerek z paroma drzewami i wyszła na niedużą, piaskową ścieżkę, wijącą się na pobliski pagórek. Szarówka wokoło i lekka mgiełka dodawały uroku okolicy. Szła wolniutko, delektując się rześkim powietrzem i słuchając porannego śpiewu ptaków. Droga zaprowadziła ją na niedużą skarpę, z której rozciągał się przepiękny widok na plażę i wodę. Dopiero z tego miejsca można było zobaczyć, że dworek stoi na innym wzniesieniu, a u swych stóp ma dalszy ciąg plaży.
Cudowne dzieciństwo musiały mieć tutaj dzieci – pomyślała, znów oddając się swoim fantazjom.
Ruszyła dalej i oniemiała z przerażenia, kiedy z lekkiej mgły wyłoniła się jakaś dziwna postać, sunąca wprost na nią. Ze strachu aż zaniemówiła, tylko z wytrzeszczonymi oczami patrzyła na ducha.
– Boże drogi! – krzyknął duch. – Ale mnie pani wystraszyła! Tak wcześnie na nogach? – Duch przybrał postać pani Aneczki, kucharki.
– Ach! To pani, dziękuję!
– Dziękuję? Chyba dzień dobry – roześmiała się kucharka, zerkając spode łba na rozmówczynię.
– Dziękuję, że to pani, myślałam, że to jakiś duch. – Nieoczekiwanie obudziła się szczerość u Emilii.
– Duch, powiada pani. Niech pani uważa, i duchy u nas są, czasami chadzają tymi ścieżkami, płaczą rzewnie… samemu lepiej nie chodzić krętymi dróżkami, bo potrafią zrzucić do wąwozu.
– Naprawdę? – zdziwiła się.
– Tak, tak, wiem co mówię – rzuciła na zakończenie rozmowy i szybko ruszyła dalej. Ale Emilce wydawało się, że doleciał ją głośny chichot.
Ciarki przeszły jej po plecach, przez chwilę patrzyła za rozpływającą się postacią w coraz rzadszej mgle.
Niebywałe miejsce – pomyślała i ruszyła dalej, ku rosnącemu zagajnikowi. Słoneczko wyjrzało, rozświetlając promyczkami niebo, a najbliższym chmurom nadając złociste kolory. Stała przez chwilę niczym zahipnotyzowana pięknem natury. Nie ma takiego artysty, który umiałby oddać na papierze urok i czar tego zjawiska. Mały zajączek również zatrzymał się na chwilę popatrzeć w niebo i pognał dalej – a może coś go spłoszyło? Na tę myśl Emila odwróciła się i dojrzała pięć płyt nagrobnych ustawionych pionowo. Mały, rodzinny cmentarzyk, zapewne rodu Jatrzębskich. Nawet nie wiedziała.
Młoda kobieta w niebieskim kapeluszu krzątała się przy jednym z nagrobków. Spojrzała na Emilię. W swej zwiewnej niebieskiej sukience poruszała się niczym nimfa, tak lekko.
– Dzień dobry! Nie myślałam, że kogoś zastanę o tej porze – zagadnęła Emilia.
Osóbka pomachała do niej, uśmiechając się serdecznie.
– Piękny będzie dzisiaj dzień, prawda? Skoro jest taki ładny wschód słońca. – Próbowała nawiązać rozmowę.
– Tutaj jesteś! – dobiegł ją głos Dominika. – Kucharka powiedziała mi, że cię minęła na drodze.
– Witaj! – ucieszyła się szczerze, odwracając się w jego stronę. – Ty też już na nogach?
– Nocowałem u siebie, teraz z rana postanowiłem przyjechać i proszę, jaką niespodziankę zastałem. Nie wiedziałem, że tak wcześnie wstajesz.
– To przypadek. Kogut mnie obudził.
– Kogut? – zdziwił się. – Tutaj nie ma kogutów.
– No to coś innego głośnego – nie upierała się.
Podszedł do niej i z czułością pocałował w rękę. Spojrzał głęboko w jej oczy. Emilii zrobiło się aż gorąco.
– Pięknie tutaj, prawda? – zagadnął.
– O tak.
– Muszę cię zabrać do swojego domu, zobaczysz, jaki stamtąd roztacza się widok na zatokę.
– Z przyjemnością.
– Wracamy? Pani Aneczka obiecała zagotować nam ciepłe kakao.
– Z przyjemnością się napiję.
Odwróciła się, aby pomachać nieznajomej, ale nikogo już nie było.
– O? Poszła już.
– Kto?
– Myślałam, że o tak wczesnej porze będę sama. A tu kucharka i młoda kobieta sprzątała na tym cmentarzyku.
– Tak? – zdziwił się. – Nawet nie wiedziałem.
– Coś miała w spojrzeniu. Taki anielski wyraz twarzy. Błękitna sukienka i kapelusz z niedużym rondem z tasiemkami po bokach…
Dominik niespodziewanie złapał Emilię za ramię i przystanął gwałtownie.
– Widziałaś ją?
Emilia aż wzdrygnęła się na taką reakcję.
– Rozmawiałaś z nią? – dopytywał.
– Nie. Próbowałam, ale tylko się do mnie uśmiechała. Znasz ją?
Przez chwilę patrzył na nią uważnie, jakby nie dowierzając temu, co mówi. Objął ją niespodziewanie, silnie przytulając do siebie.
– Przepraszam. Różni ludzie się tu kręcą. To pewnie Goszczańska ze wsi. Przykra historia, miała wypadek i dostała pomieszania zmysłów. Nie podchodź do niej, bo nigdy nie wiadomo, co w jej głowie siedzi.
Wolno ruszyli, objęci ścieżką w dół, napawając oczy niebiańskim widokiem wschodu słońca. Niewielka postać w niebieskim kapeluszu z małym rondkiem i tasiemkami po bokach, skryta wśród drzew, uważnie przyglądała się oddalającej parze. Obok jej nóg spacerował kogut, z cicha pogdakując.