Powoli zapada zmrok. Wysiadamy na dużej piaszczystej ulicy w centrum Chużiru, który okazuje się po prostu dużą wsią. Przy kilku dziurawych, pozbawionych nawierzchni ulicach stoją niskie drewniane domy, często w dosyć mizernej kondycji. Na kilku z nich widać szyldy – jest tu parę sklepów i miejsc, gdzie można coś zjeść. Po ulicach kręci się trochę ludzi, ale krów i psów jest niewiele mniej. W ustach czuć smak unoszącego się wszędzie piachu, nawiewanego z leżących wokół stepów.
Udajemy się od razu do powszechnie znanej i chwalonej turbazy Nikity Benczarowa. Okazuje się, że jest to bardzo duży (i jak na Syberię, dosyć drogi) ośrodek turystyczny obejmujący kompleks drewnianych domków, restauracji, świetlic, umywalni i innych udogodnień.
Nas interesuje jednak nocleg na polu namiotowym, który na szczęście kosztuje symboliczne pieniądze. Miła pani z recepcji prowadzi nas poza bazę, do położonego kawałek dalej domu, którego obszerne podwórko służy właśnie za pole namiotowe. Ku naszej radości okazuje się, że na polu jest też łazienka. Działa ona następująco – na podeście z drewnianych desek stoi prowizoryczny barak, w którym znajdują się dwie beczki. W jednej jest zimna woda, zaś do drugiej doprowadzona jest, poprzez kilka przedłużaczy, grzałka mająca za zadanie zapewnić wodę ciepłą. Do tego jeszcze kilka czerpaków i mamy luksusową łaźnię jak znalazł. Później okazuje się wprawdzie, że ciepłej wody zazwyczaj nie ma, bo zanim zdąży się dobrze nagrzać, już zostaje wykorzystana, ale i tak kąpie się tam bardzo przyjemnie. (W ofercie Bazy Nikity znajduje się też bania, czyli tradycyjna rosyjska łaźnia parowa, ale jest ona tak oblegana, że prowadzone są zapisy na kilka dni naprzód, dlatego decydujemy się odłożyć tę przyjemność na inną okazję).
Ważnym punktem każdego pola namiotowego jest też oczywiście wychodek. Tutaj mamy do czynienia z modelem standardowym na całej Syberii, a mianowicie ze sławojką kucaną. Jest to latryna znana chyba wszystkim z plenerowych wyjazdów, z tą różnicą, że pozbawiona jest miejsca do siedzenia, czyli zasadniczo ma formę dziury w ziemi. Ta cecha pozwala korzystającym rozwinąć wodze fantazji w kwestii umiejscowienia swojego strategicznego otworu nad nie mniej strategicznym otworem toalety. Praktykowane są różne techniki: podpór boczny jednorącz, podpór ścienny oburącz, narciarz z chwytem kolanowym lub narciarz arabski (z chwytem za końcówki butów). Najpopularniejsza jest chyba jednak pozycja na wysokogórskiego wspinacza – po ukucnięciu wyciągamy rękę do przodu i w górę, by zakotwiczyć się dłonią na klamce. Oczywiście klamka klamce nierówna, dlatego trudność przyjęcia pozycji wspinacza w dużym stopniu zależy od wysokości, kształtu, czystości, czy wreszcie samej obecności klamki. Długość korzystania z toalety uzależniona jest z kolei od siły rąk i panującego w środku zapachu – stwierdzono, że ręce słabną w tempie wprost proporcjonalnym do intensywności aromatu. Na koniec wspomnę, że jest jeszcze jedna wspólna cecha łącząca korzystanie z syberyjskich latryn ze wspinaczką – nigdy, przenigdy nie wolno patrzeć w dół.
Pewną ciekawostką, niespotykaną raczej na każdym polu namiotowym, jest stojący pośrodku szamański totem, składający się z krowiej czaszki, zęba niedźwiedzia, króliczej łapki i paciorka. Nic dziwnego, trafiliśmy w końcu na szamańskie centrum Syberii. Jak ważną funkcję pełnił ten totem dla naszego obozowiska, mieliśmy się przekonać dopiero w dniach następnych. Tymczasem wieczór spędzamy wreszcie tak, jak od dawna o tym marzyliśmy – siedząc na brzegu i wpatrując się w ogrom i majestatyczne piękno rozciągającego się przed nami Bajkału. Ten widok ma w sobie coś jednocześnie kojącego i niepokojącego – trochę jak patrzenie na wielkiego mitycznego stwora, który teraz śpi głębokim snem, ale w każdej chwili może się zbudzić i objawić swoją olbrzymią moc. Po długim czasie spędzonym nad brzegiem późno kładziemy się spać, ale plan na kolejny dzień nie jest bardzo wymagający – chcemy bliżej poznać okolicę i przede wszystkim zobaczyć legendarną skałę Szamankę, która uchodzi za jedno za najsilniejszych źródeł mocy duchowej na świecie.
O Bajkale trochę zdążyłem już powiedzieć, ale warto zapoznać się z paroma liczbami, aby uświadomić sobie, z jakim ogromem i majestatem mamy do czynienia. Jest to najgłębsze jezioro świata, w maksymalnym punkcie ma głębokość 1637 m, co przy położeniu tafli wody na wysokości 456 m n.p.m. czyni z niego największą kryptodepresję lądową na świecie. Jezioro ma kształt wygiętego wrzeciona o długości 636 km i szerokości od 25 km w najwęższym do 80 km w najszerszym miejscu. Bajkał ma zatem długość prawie taką jak Polska z północy na południe, a pamiętajmy, że Polska wcale do najmniejszych krajów nie należy. Jezioro nazywane jest „Świętym Morzem” i rzeczywiście ilością zgromadzonej wody przypomina morze (choćby nasz Bałtyk). Mieści się w nim około 23 000 km3 wody, czyli 20% zasobów słodkiej wody na całej planecie! W wyobrażeniu sobie tej ogromnej ilości może pomóc następujące obliczenie: gdyby z Bajkału nagle wyparowała cała woda, to 336 rzek i strumieni do niego wpadających potrzebowałoby aż 400 lat, aby ponownie go napełnić… Nam od prób zrozumienia, że siedzimy właśnie nad tak wielką masą wody, solidnie kręci się w głowie, co w sumie jest efektem pożądanym, bo pomaga nam zasnąć po tym pełnym wrażeń dniu.