Prosty Otoo nie był zadowolony. Taki humor nachodził go wtedy, gdy gromada pyskaczy przenosiła się stale z miejsca na miejsce, a okresy wypoczynku były krótkie. Cieszyły go zazwyczaj takie chwile, gdy stado zatrzymywało się w jednym miejscu na dłuższy okres. O tym decydował jednak tylko Hum, a on takich postojów nie robił zbyt często. Przeważnie urządzał je w miejscach, gdzie łatwo było zdobyć żywność oraz gdzie członkowie stada mogli wypoczywać i bezpiecznie regenerować siły. Przed wyruszaniem w kolejne wędrówki Otoo mógł udowadniać, jak ważną pełni w nim rolę.
Natura okazała się wielce nieprzychylna dla pyskaczy. Dała im niezbyt imponujące rozmiary, słabe mięśnie i tylko dwie, niepotrafiące szybko biegać nogi. Do tych mało przydatnych przymiotów dołączyła im kruche, miękkie pazury oraz tępe zęby. Ponieważ nie posiadały trującego jadu, ich szczęki nie były skuteczną bronią, a łapy zakończone łamliwymi końcówkami również nie stanowiły dla nikogo zagrożenia. To wszystko skazywało pyskaczy na konieczność omijania wielu stworzeń, schodzenia im z drogi, a czasem na pośpieszną przed nimi ucieczkę.
Umknąć większym i mocniejszym wrogom na dwóch tylko, powolnych nogach nie zawsze się pyskaczom udawało i najbardziej narażone na niebezpieczeństwa były niewielkie ich grupki. Trudności napotykane na trasach wędrówek stawały się często nie do pokonania i wtedy liczebność takich rodzinnych grup gwałtownie kurczyła się. Nieraz nawet dochodziło do tego, że w końcu ulegały całkowitemu wyginięciu.
Najskuteczniejszym sposobem obrony okazało się zgodne współdziałanie pyskaczy, którzy z czasem zaczęli tworzyć liczniejsze grupy. Doszło do tego, że jedna z rodzin łączyła się z drugą, do nich dołączała następna, a to dało początek wspólnie wędrującym, polującym i żyjącym obok siebie gromadom. Działając wspólnie i pomagającym sobie, pyskaczom łatwiej było zwalczać czyhające na drodze kłopoty.
Natura konsekwentnie upośledzająca pyskaczy nie poprzestała na wcześniej wymienionych ułomnościach. Dodała do nich jeszcze słaby słuch i znacznie gorszy niż u wielu innych stworzeń węch. Nawet dla lataczy okazała się bardziej szczodra, bo lepiej wyposażyła je w możliwość ucieczki. Chociaż również dwunożne, otrzymały od niej skrzydła, przy pomocy których unosiły się w powietrze i tak unikały czyhających na powierzchni ziemi niebezpieczeństw.
Niedoskonałość tylu przymiotów mogła doprowadzić pyskaczy do szybkiego wyginięcia, co jednak nie nastąpiło. Musieli jednak stale walczyć o przetrwanie a słabość wzroku, tępotę słuchu i węchu, mizerność zębów i pazurów oraz powolność nóg zastępować czymś innym. Ta walka o byt przyczyniła się do uzyskania przez te istoty kilku przymiotów rekompensujących tamte braki.
Najbardziej widoczną cechą wyróżniającą pyskaczy wśród poruszających się po ziemi stworzeń było to, że zamiast dwu natura przydzieliła im tylko jedną parę nóg. Poruszane za ich pomocą ciało przybierało trudną do utrzymania pionową pozycję i nie mogło uzyskiwać należytej prędkości. W górnej części ciała tkwiła tylko para krótkich kończyn, nienadających się do chodzenia. Ich zaletą były natomiast chwytne paluchy, którymi pyskacze mogli łapać różne przedmioty, trzymać, podnosić i obracać na wszystkie strony, a nawet nimi rzucać.
Drugą cechą była zdolność do wydawania dźwięków, i to bardzo różnorodnych. Podczas gdy większość stworzeń zwykle posługiwała się jednym głosem, mającym tylko kilka odcieni, pyskacze potrafili wydawać z gardła wiele różniących się od siebie dźwięków. Na początku używali ich jako sygnałów ostrzegawczych i do nawoływania, ale potem określali nimi różne przedmioty i czynności. Taki stale udoskonalany sposób porozumiewania doprowadził do tego, że mogli przekazywać innym swoje domysły czy nastroje. Wyrazistą gestykulacją łap i mimiką twarzy potrafili okazać nie tylko proste uczucia, takie jak głód, ból czy strach, ale również te bardziej skomplikowane. Były wśród nich radość lub smutek, czułość albo niechęć oraz wiele, wiele innych. Możliwość szybkiego i dokładnego porozumiewania się była szczególnie przydatna na trasie wędrówek. Informacje otrzymane o napotykanych przeszkodach pozwalały łatwiej je omijać, względnie pokonywać.
Trzecia cecha pyskaczy była zewnętrznie całkowicie niewidoczna, ale jej działanie łatwo można było dostrzec. Kilka składników, pomiędzy którymi najważniejsza była pamięć oraz umiejętność logicznego kojarzenia faktów, składało się na zmysł obserwacyjny, pozwalający przewidywać różnorodne zjawiska. Umożliwiał on im wyciąganie ze swych spostrzeżeń konkretnych wniosków, które przy pomocy głosu oraz gestykulacji przekazywali innym pyskaczom. Żadne z żyjących na ziemi, w wodzie czy w powietrzu stworzeń nie potrafiło tak doskonale łączyć ze sobą sprytu, przebiegłości i doświadczenia. Tę umiejętność zaczęto nazywać rozumem.
Posiadanie paluchów pozwalało pyskaczom sprawnie posługiwać się różnymi przedmiotami, których zaczęli używać jako broni koniecznej do zdobycia pożywienia. Pomysłowość oraz spryt umożliwiały im poprawianie kształtów tych rzeczy, tak by stawały się bardziej przydatne. Stale je ulepszając, doskonalili metody obrony i lepsze sposoby na zwiększenie efektywności łowów. Znajdując sposób na ogrzanie swego często marznącego, pokrytego rzadkim włosiem ciała, znacznie ułatwili sobie życie. Rozum pozwolił pyskaczom stać się kimś groźnym dla wielkich, okrutnym dla drapieżnych i niedościgłym dla szybkich. Zapewnił im znaczącą rolę wśród stworzeń z którymi się stykali, i udowodnił, że pyskaczy muszą się obawiać, a więc również szanować. Oni sami przekonali się też, że wspólnymi siłami mogą osiągać znacznie więcej, niż działając pojedynczo.
Grupami rodzinnymi kierowali dadocy, którymi byli przeważnie ojcowie rodzin a więc pyskacze starsi, mający duże doświadczenie, silne mięśnie oraz umiejętność pozyskiwania posłuchu. Doświadczenie służyło im do podjęcia właściwych decyzji, natomiast siła do wymuszania posłuszeństwa. Było to trudne zadanie, bo problem sprawiali dadokom krzepcy łowcy, którym się wydawało, że wszystko wiedzą i lepiej robią. Ci, którzy chcieli współzawodniczyć o przywództwo nad stadem, byli przywoływani do porządku osobiście przez aktualnego dadoka lub też innych członków rodziny. Z chojrakami takich kłopotów nie było, bo surowo traktując ich wybryki, dadocy łatwo ich poskramiali. Także łowcy, którym udało się dożyć późnego wieku, nie sprawiali podobnych kłopotów.
Z pyskaczkami dadocy nie mieli żadnych problemów. Zajmowały się one chowaniem nowo narodzonych osesków oraz doglądaniem maluchów uczących się poruszać na dwóch nogach. Miały łagodną i spokojną naturę, co wynikało z tego, że stale się kimś opiekowały.
Potrzeba znalezienia sposobu zapewniającego bardziej bezpieczny byt sprawiła, że z kilku grup rodzinnych w pewnym okresie powstała liczna gromada. Większe stado lepiej mogło chronić swych członków i łatwiej zdobywało żywność. Stała obecność obok siebie różnych rodzin powodowała jednak też konflikty. Podczas postojów pyskacze starali się chwalić swoją sprawnością, a przy układaniu na wypoczynek zajmować lepsze miejsca. Po zakończonych łowach, przy podziale zdobytego mięsiwa, próbowali pochwycić największe kąski, co również było powodem do sporów i kłótni. Takie zatargi przyjmowały nieraz ostrą formę, której głowy rodzin nie potrafiły, a nawet niekiedy nie chciały zapobiegać.
Częste waśnie utrudniały sprawną organizację łowów, hamowały wędrówki, a w końcu mogły doprowadzić do rozpadu stada. Wyłonienie spośród dadoków jednego, któremu cała gromada będzie podlegać, stało się koniecznością. Wszyscy byli zgodni, że taki wielki dadok jest potrzebny, ale nie potrafili go wybrać. Nie wiadomo, co by się dalej działo ze stadem, gdyby taki osobnik się nie pojawił i nie wprowadził w nim porządku.
Był dadokiem jednej, licznej tutejszej rodziny. Dał się poznać jako osobnik surowy, a siłą przewyższający wielu innych dadoków. Słabych karcił, silnych potrafił zastraszyć lub zjednać okazaniem przychylności a że robił to sprawnie, dlatego też każdy wolał ustąpić i sporów z nim nie wszczynać.
Przebiegłością i sprytem przewyższał wielu innych, więc działając systematycznie, uzależnił od siebie wszystkich bez wyjątku dadoków. Poplecznicy głośno go chwalili, a mniej przychylni byli zbyt wystraszeni, aby mu się sprzeciwić. Oznaki niechęci do siebie uznawał za bunt, który zaciekle zwalczał. Postępując bezwzględnie, a nawet okrutnie, doprowadził do tego, że wszyscy akceptowali jego decyzje. W taki sposób udało mu się podporządkować pyskaczy, którzy wkrótce uznali go jako głównego dadoka.