[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Inter
Inter
Marek Wróblewski
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 283 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  kwiecień 2009
Kategoria: powieść
ISBN:
978-83-7564-182-0
31.00 zł
ISBN:
978-83-7564-183-7
18.50 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    Nik poruszył palcami. Co prawda wiedział, że nie powinien się jeszcze ruszać, ale zawsze wracał do realnego świata szybciej, niż zakładał to program.
    W pomieszczeniu zapaliło się światło, ale mniej jaskrawe niż poprzednio. Komputer uwzględnił potrzebę dostosowania się wzroku.
    Rozkładany fotel powrócił do wyjściowej pozycji. Nik postawił nogi na podłodze. Powoli wstał. Przeciągnął się, ziewając szeroko. Serce biło już w normalnym tempie i wszystko wracało do normy. Wolno podszedł do drzwi i je otworzył. Tym razem nie zaskrzypiały.
    – Aha! Poprzedni dźwięk był sztuczny, by podkreślić wrażenie, że wychodzi z drewnianej chaty – domyślił się.
    Przez parę metrów szedł prostym korytarzem. Dalej były schody do góry. Kilkanaście stopni. Te schody nie znajdowały się tutaj ot tak sobie. Wiedział, że podczas gdy on się po nich wspina, przeprowadzana jest diagnostyka jego organizmu. Ten drobny, wymuszony wysiłek był po to, by sprawdzić i porównać wyniki z ich poprzednim zapisem. Gdyby się okazało, że nie mieści się w odpowiedniej skali, dostałby odmowę dostępu do zbyt częstych połączeń z Interem. Nie brakowało przecież leniuchów, którzy najlepiej wcale by stamtąd nie wychodzili. Zamieniliby świat realny na fikcję ze swoich marzeń.
    Inter na to nie pozwalał. Ludzie dali mu do tego prawo, a on je ściśle egzekwował. Może kiedyś byłoby to trudne do zrozumienia, by otrzymywać pozwolenia od maszyny, ale czasy, gdy obawiano się sztucznej inteligencji, gdy wyobrażano sobie, że może się obrócić przeciwko człowiekowi, to już stare dzieje. Teraz było inaczej. Wszyscy czuli, że są pod dobrą, anonimową opieką Centralnego. Pod opieką kogoś, a właściwie czegoś, co bez oceniania i nieuprzejmych komentarzy naprawdę robi to, co potrzeba.
    Nik doszedł do windy. Drzwi rozsunęły się bezszelestnie. Po chwili był w jej wnętrzu. Z głośnika płynęła spokojna cicha muzyka. Kilka minut i dojechał do wyjścia. Wyszedł na zewnątrz. Zapadał zmierzch.
    Szerokim chodnikiem ruszył w stronę tunelu dworca komunikacyjnego. W odległości kilku metrów przed nim przez chodnik właśnie przetaczała się kosiarka. Jej pojemnik był już pełen i zdecydowanie kierowała się w stronę kompostowni. Jej migocące czerwone światło odbijało się świetlnymi refleksami od rzędu słonecznych siłowni. Pomimo zapadającego mroku nie zostały przykryte jeszcze osłonami. Za godzinę planowany był deszcz, który opłukując je z kurzu, na pewno poprawi ich jutrzejszą sprawność.
    Rozluźniony rozglądał się na boki. Dwa psy biegały po trawniku, goniąc się nawzajem. Wyraźnie dostrzegał ich identyfikacyjne obroże. To dzięki nim ich właściciel zawsze mógł sprawdzić, gdzie są jego ulubieńcy. Nie musiał się też obawiać, że wyrządzą komuś krzywdę. Specjalna konstrukcja tych obroży powodowała, że zaciskały się na szyi natychmiast, gdy tylko zwierzę stawało się agresywne. Oczywiście, ucisk nie był zbyt duży, aby zwierzę się nie udusiło, ale zupełnie wystarczał, aby ograniczyć jego zapędy.
    To był dobry pomysł Interu. Dziwne, że nikt wcześniej na to nie wpadł? – pomyślał.
    W hali dworca było prawie zupełnie pusto. Para nastolatków popisywała się przy konsoli gier. Sterowane ich gestami wirtualne postacie mocowały się na specjalnej podstawie. Był to dobry trening refleksu i wyobraźni. Śmiech młodych odbijał się echem w całym pomieszczeniu.
    Nik podszedł do automatu z posiłkami. Przez chwilę nie mógł się zdecydować. W końcu wcisnął odpowiednie guziki. Spojrzał na czas realizacji. Cztery i pół minuty!
    Usiadł z boku i się zamyślił.
    Co ta Gośka znów wymyśliła? Chyba nie odkryła kolejnej zaginionej sondy? Chce się z nim spotkać, i to koniecznie w Bloku Głównym Centrum Interu. Ten wielki gmach jest jakby jednym z jego mózgów, dlatego właśnie czasami na Inter mówiono Centrum lub Centralny.
    To w tym budynku jest jedno z najbardziej bezpośrednich z nim połączeń. Tam, gdzie zbiega się wyjątkowo wiele jego odgałęzień. Było dużo takich Bloków Centralnych rozmieszczonych po całej Ziemi. Tworzą sieć. Ten znajduje się najbliżej.
    Cichy dźwięk przywrócił go do rzeczywistości. Właśnie ukazało się jego zamówienie. Zapach potraw mile połaskotał zmysły. Przełożył tacę z jedzeniem na specjalny wózek i pchnął go w stronę najbliższego wagoniku. Gdy był już w jego pobliżu, drzwi otworzyły się same, jakby zapraszając do środka. Wszedł do kabiny. Przysunął wózek do magnetycznego zaczepu.
    Lepiej to zjeść niż skrobać z ubrania – zażartował w myślach.
    Usiadł i wybrał kod stacji, na której miał się spotkać z Gośką. Po chwili był już w ruchu. Wagonik nabierał rozpędu. Nik włączył podgląd jakiejś transmisji sportowej i zabrał się do jedzenia.
    Skończył posiłek prawie w tym samym momencie, gdy podróż dobiegała końca. Wagonik łagodnie wytracił szybkość, po czym został zadokowany w specjalnych zaciskach. Drzwi stały otworem.
    Wyszedł na zewnątrz, pozostawiając wózek w środku. Inter wszystko posprząta, zanim zjawi się kolejny pasażer.
    Gośka już czekała.
    – Cześć, Nikuś! – przywitała go z uśmiechem. Dzięki, że jesteś punktualny.
    – Cześć! Ładnie wyglądasz. Tym bardziej, gdy jesteś sobą – przypomniał sobie wirtualną postać Chinki.
    Gośka, którą widywał na ekranie, bywała najczęściej odzwierciedleniem własnej wyobraźni. Projektowała swoją postać tak, jak projektuje się stroje. I taka się pokazywała. Później śmiała się z tych przeobrażeń, bo często z miłych dla oka postaci przemieniała się nagle w wyjątkową brzydulę. Zaskakiwała tym rozmówcę, wykorzystując to bezlitośnie. Teraz, stojąc przy Niku, nie miała takiej możliwości.
    Nik przyjrzał się jej z zaciekawieniem. Nie była brzydka. Trochę młodsza od niego, szczupła, z włosami w lekkim nieładzie. Ubrana ze smakiem, chociaż bez zbędnej przesady. Lubiła czuć się swobodnie. Zawsze sprawiała wrażenie psotnicy. Pełna humoru, gotowa żartować z wszystkich i ze wszystkiego.
    – No to mów, czemu mnie tu ściągnęłaś? – zapytał, patrząc jej w oczy. – Dlaczego musimy korzystać aż z Bloku Centrum? Standardowe łącze nie wystarczy?
    – Musimy i już! – tupnęła z wdziękiem nogą. Uprzedzałam cię wcześniej. Żadnych pytań. Dopiero tam ci wszystko wytłumaczę. Teraz nie powiem ani słowa, choćbyś mnie mordował!
    – Idę, już idę – podniósł ręce do góry. Na randkę to mnie nie chcesz zaprosić, tylko ciągasz po jakichś gmaszyskach – mrugnął okiem.
    – Zaproszę, jak zasłużysz, a teraz marsz mi, szybko! – Zdecydowanym gestem pokazała na drzwi.
    Po drodze rozmawiali o wszystkim i o niczym. Znali się od dawna i widać było, że się lubią. Ich drogi rozeszły się nieco, gdy jego zainteresowania poszły w stronę kosmologii, a ona zajęła się biotroniką. Było to jakiś czas temu, gdy oboje zaczynali dopiero swoje doroślejsze życie. Wtedy byli jeszcze bardzo młodzi. Teraz oboje stali się fachowcami, każde w swojej dziedzinie.
    Weszli do budynku Interu. Mieli wyznaczoną godzinę, o której uzyskają dostęp do pełnej mocy Centrum. Było jeszcze trochę czasu.
    Usiedli przy oknie w elegancko urządzonej poczekalni. Właściwie to bardzo przypominała ona salę kawiarnianą lub – ze względu na ilość i różnorodność posadzonych tu roślin – ogród botaniczny. Zapach kwiatów prawie oszołamiał.
    – Mam ochotę napić się czegoś.
    – Przyniosę!
    Zanim Nik zdążył zareagować, dziewczyna już biegła w stronę automatów. Gdy wróciła, podała mu jeden z dwóch kubków i usiadła obok. Piła wolno, małymi łykami. Spoważniała.
    – Nik, chciałabym o coś zapytać – odezwała się nagle – o coś z twojej dziedziny. Potrzebuję opinii fachowca.
© 2004-2023 by My Book
×