[stron_glowna]
0 książek
0.00 zł
polskiangielski
Książki papierowe i ebooki
Wybranka
Wybranka
Nina
Wydawca:My Book
Format, stron: A5 (148 x 210 mm), 87 str.
Rodzaj okładki: miękka
Data wydania:  czerwiec 2008
Kategoria: biografie i wspomnienia
ISBN:
978-83-7564-033-5
16.00 zł
ISBN:
978-83-7564-291-9
10.00 zł
FRAGMENT KSIĄŻKI
    W poniedziałek po śniadaniu, zgodnie z postanowieniem, zapytałam Paula wprost, co zdecydował. Nadszedł czas, by zamówić bilet, dwa tygodnie bez zobowiązań dobiegały końca. Nie wiem, czy chce, abym została dłużej, czy woli, abym wróciła do domu.
    – No wiesz… – odpowiedział. – Ty nie jesteś tą osobą, co wybrałem. Ty z twoją córką zrobiłyście jakiś szacher-macher, bo czyim innym pismem jest wpisany adres do kalendarza, a kto inny przyjechał. Ja ciebie wcale nie znam i nie pamiętam, że widziałem ciebie, jak byłem w Krakowie.
    Zaszokowało mnie to. Wytłumaczyłam jednak, że ma po części rację, bo ja byłam z córką, ale ponieważ nie miałam okularów, to córka mnie wpisała. Nie widziałam jednak problemu. Dobrze, że się zapytałam, bo zamówię bilet powrotny i odjadę. Tak też zrobiłam. Paul był bardzo zły. Nie wiem, dlaczego się tak bardzo zdenerwował, przecież to miało być bez zobowiązań na okres dwóch tygodni. Wprawdzie potem zmienił zdanie i wspominał coś o dłuższym pobycie, ale tak do końca nie rozwijaliśmy tego tematu.
    Przy obiedzie Paul cały czas powracał do tego samego wątku. Nie chciałam się kłócić z takim starym człowiekiem, ale to zaczynało być irytujące. Niby jaki cel miałabym? Naprawdę nie chodziło mi o to, aby go oszukać. W pewnym momencie zaczęłam zastanawiać się, czy aby to nie było tak, że Paul zwrócił uwagę tylko i wyłącznie na moją córkę i ten obraz pozostał mu w pamięci. Nie pamiętał mnie wcale. Przy kolacji znów zaczął przewijać się ten temat. Nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Czemu ten obcy człowiek tak się nade mną znęca. Wcale nie miałam zamiaru go oszukiwać. To ja szukałam pracy i to ja chciałam wyjechać jako opiekunka do osoby starszej. Powiedział mi, że w Anglii jest taki przepis, że jeśli nawet zaprasza się jakąś osobę, a ta osoba się nie podoba, to można ją poprosić, żeby sobie poszła. A jak nie będzie chciała wyjść, to można zawiadomić policję i wtedy policja wyprowadzi.
    „Ładne kwiatki” – pomyślałam, ale zapewnił mnie, że on tego nie zrobi, mimo że go oszukałyśmy. I tak już było do wyjazdu. Jak nie po śniadaniu kazanie, to w trakcie, jak nie w trakcie śniadania, to po lunchu. Jakoś przestało mnie to obchodzić. Zobojętniałam na te niezbyt miłe docinki. Pomagałam mu przy ubieraniu i rozbieraniu, a potem odpowiadałam na pytania. Słuchaliśmy też Chopina. Nie ominęła mnie też przyjemność oglądnięcia na kasecie video opery pod tytułem „Cavalleria Rusticana” – to była ulubiona opera Paula. Najbardziej jednak cieszyło mnie, gdy przychodziła Jagoda, bo mogłam komuś się poskarżyć. Jagoda wiedziała, że nie jestem tą, która miała przyjechać, więc jej również opowiedziałam, jak to było. Zrozumiała. To Paul jest szalony, skoro myślał, że przyjedzie do niego moja osiemnastoletnia córka.
    Paul często sypiał – zwłaszcza po posiłkach, a ja spacerowałam po domu i ogrodzie. Wszystko w tym domu było bardzo zaniedbane. Dom, garaż, samochód Jaguar (ale nieużywany), ogród. Meble były stare i szafa grająca na płyty. Fotel pod oknem nie nadawał się do siedzenia. Firanki, choć z muślinu, ale podarte. Z szafy wylatywały mole. Paulowi nie zależało jakoś szczególnie na wyglądzie domu. Ponadto na poprawę wizerunku trzeba by było wydać pieniądze, a on tego nie lubił. Na każdym kroku widać było brak kobiecej ręki.
    Czas wyjazdu się zbliżał i Paul kazał Johnowi kupić wodę do picia dla mnie na drogę. Prosił, żebym zrobiła sobie na drogę kanapki, a jeśli mi się nie chce robić samej, to żebym poprosiła Gasi lub Jagodę, bo droga daleka, a wszystko drogo kosztuje. Wedle umowy, oddał mi pieniądze za bilet w jedną stronę. Chciałam się pożegnać w domu, ale okazało się, że Paul odwiezie mnie samochodem na Victoria Station, bo przy okazji pojedzie w odwiedziny do swojej córki. Nie wiem, jaka był w tym prawda, bo nic wcześniej nie wspominał na ten temat. Nie słyszałam też, aby zapowiadał się, bo w Anglii jest tak przyjęte, że jak córka/syn mieszka osobno, to matka lub ojciec chcąc odwiedzić swoje dziecko, musi się zapowiedzieć
    – I tak jedziesz bez zapowiedzenia? – zapytałam zdziwiona.
    Powiedział, że się nie zapowiada, bo takich głupot nie uznaje, aby zapowiadać się do własnej córki. Wyjechaliśmy więc
z domu w trójkę: ja, Paul i John
    Wysiadłam przy Green Line. Tam nie wolno się długo zatrzymywać samochodem. Wysiadł też Paul. Pocałował mnie w rękę, a potem w czoło i poszłam sama, targając ciężką walizkę do autobusu. Paul odjechał, na pożegnanie pomachał mi ręką
    Podróż miałam fantastyczną. Pogoda była wspaniała, nie padało, a na rano byłam w Krakowie. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Miałam trochę nieprzyjemności, ale nie było tak tragicznie.
    Czas jednak nie stoi w miejscu i pochłonęły mnie sprawy domowe. A to Święto Zmarłych, a potem święta Bożego Narodzenia i Sylwester.
    Nowy Rok 1998 spędziłam sama, bo moje dorosłe dzieci poszły na zabawę, a z mężem nie utrzymuję dobrych kontaktów, choć mieszkamy w tym samym mieszkaniu. Zima nie była ostra i nawet często świeciło słońce.
    Na początku stycznia zadzwonił do mnie, jak gdyby nigdy nic, Paul. Powiedział, że właśnie przyjechał ze szpitala. Jest po operacji oka i chciał z kimś porozmawiać po polsku. Paul wyraził swoje niezadowolenie z tego powodu, iż nie dałam znaku życia od chwili odjazdu. W zasadzie nie widziałam potrzeby, żeby do niego dzwonić. Wyraził swoje zdanie, zrozumiałam, że poczuł się oszukany przeze mnie… nie miałam odwagi się narzucać… nie mówiąc już o tym, że połączenie telefoniczne z zagranicą nie było na moją kieszeń, a pisać listów mi się nie chciało. Ponadto myślałam, że nasza znajomość się skończyła. Dał mi wszelkie podstawy, aby tak myśleć.
    Paul nikogo nie znalazł na moje miejsce – siedział sam.
    Potem znowu zadzwonił w następną sobotę. Przełamał lody, wyczuł, że się nie gniewam, więc zapytał, czy nie przyjechałabym do niego jako opiekunka, ale tym razem na trzy miesiące. Kazał mi kupić bilet w jedną stronę. Powiedziałam, że nie wiem, ale się zastanowię. Usłyszałam, że da mi czas do zastanowienia, i jak będę gotowa, to mam zadzwonić do niego, tak jak poprzednio: odczekać trzy sygnały i odłożyć słuchawkę.
    Upłynął tydzień, a ja nie dzwoniłam. Jakoś mi się nie spieszyło ani z odpowiedzią, ani z wyjazdem.
    Zatem w następną sobotę zadzwonił zniecierpliwiony Paul. Ponowił swoje pytanie, nagląc mnie z odpowiedzią:
    – Musisz mi dać odpowiedź dziś, bo jak nie chcesz, to ja będę szukał kogo innego na twoje miejsce – tu jest dużo panien i mam w czym wybierać.
    To niech sobie wybiera – ja się nie szykuję. No… po takiej odpowiedzi to mogłam usłyszeć jedno – sygnał rozłączonego połączenia.
    Następnego tygodnia znowu zadzwonił. Zapytał, co mnie wstrzymuje – zupełnie jakby poprzedniej rozmowy nie było. Odpowiedziałam, że nic, ale muszę to przemyśleć. Dzwonił tak przez cztery tygodnie.
    W końcu zdecydowałam się, że pojadę – trzy miesiące zleci, a może akurat podratuję mój budżet. Wcale nie miały to być „kokosy”, ale każdy grosz się przyda. Postanowiłam, że przyjadę do niego, by pełnić funkcję nie tylko opiekunki, ale i pani do towarzystwa. Po rozmowie telefonicznej i wyrażeniu zgody na następny dzień do moich drzwi zapukał kurier.
    Dostałam bukiet kwiatów z polskiej kwiaciarni!!! Do kwiatów dołączona była karteczka z napisem „congratulations”, co miało znaczyć „gratualcje”. Podpisany – Paul. Nie wiem, dlaczego złożył mi gratulacje. Zupełnie jakbym wygrała jakiś szczęśliwy los na loterii. Domyśliłam się, że moja zgoda sprawiła mu wielką radość i inaczej nie potrafił jej wyrazić.
    Potem potoczyło się wszystko jak za pierwszym razem: zaproszenie, zakup biletu, wyjazd, przekroczenie granicy i spotkanie na Victoria Station z Johnem… przyjazd do Staines.
    Paul czekał na mnie, tym razem nie w garniturze, ale ubrany tak jak zwykle: przetarty na łokciach wełniany sweter, byle jakie spodnie i pantofle. Przy kolacji Paul opowiadał o operacji i o tym, co robił, gdy mnie nie było.
    Po kolacji, gdy Paul tradycyjnie zasnął, poszłam do kuchni do Jagody. Jagoda powiedziała, że się nie spodziewała, że ja tu wrócę, i że wiele mi opowie, ale nie tego wieczoru. Zapowiedziała, że czeka mnie dużo numerów, ale muszę to sama przejść na własnej skórze, bo jej bym nie uwierzyła. Dopytywałam się jakie i o co jej chodzi, ale w odpowiedzi słyszałam: „Zobaczysz sama”… mówiła to z uśmiechem na ustach… pożegnała się ze mną i wyszła.
© 2004-2023 by My Book
×