lipiec 1997 r.
Społeczeństwo jest w stanie wiele zrozumieć
Społeczeństwo jest w stanie wiele zrozumieć i znieść w imię lepszej przyszłości swojej, swoich dzieci i kraju. Jeśli jednak w czasie niewątpliwie trudnych przemian gospodarki i ustroju państwa pewne wynaturzenia i niesprawiedliwości przyjmują zbyt drastyczne formy, jeśli przekroczą granicę społecznej tolerancji i wytrzymałości, granicę nędzy i upokorzeń, jeśli zostanie zagrożona fizyczna egzystencja ludzi, myślenie w kategoriach nadziei musi być siłą rzeczy wyparte poczuciem rezygnacji i odruchami obrony i może nastąpić wybuch społecznego sprzeciwu. Przynajmniej dlatego, oprócz koniecznych osłon socjalnych, choćby na minimalnym poziomie, potrzebna jest również walka z cwaniactwem, z aferami, z patologiami, z niesprawiedliwościami, ze zbyt dużymi, drastycznymi dysproporcjami w poziomie życia obywateli tego samego przecież kraju. Grupy społeczne, zawodowe, jak dyrektorzy, kierownicy, ale też i prawnicy, lekarze, urzędnicy itp., nie powinny żądać (jak to się często zdarza) takich płac, jakie są w państwach bogatych. Argument, że w takich samych lub podobnych zawodach osoby pracujące u nas i w krajach bogatych powinny otrzymywać takie samo lub podobne uposażenia, gdyż wkładają taki sam wysiłek, a ceny produktów u nas i u nich są podobne, jest argumentem nielogicznym i nieetycznym. Płace można porównywać tylko do płac w innych zawodach w obrębie jednej, tej samej gospodarki. Jakie by nie były obiektywne przyczyny dzisiejszej sytuacji, za komuny ludzie pod względem socjalnym czuli się bezpieczniej. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że dziś, w nowej rzeczywistości, żyje mi się lepiej niż np. w latach siedemdziesiątych. Jak wielu Polkom i Polakom, żyje mi się obecnie bardzo ciężko. Dzisiejsze bezrobocie coraz bardziej doskwiera. Jak długo pomimo samodyscypliny, pomimo rozsądku można wytrzymywać nędzę i poniżenie? Jak długo można poświęcać osobiste szczęście, tłumaczyć sobie swoje upodlenie ogólną sytuacją kraju, jeśli widzi się tyle pazerności, niesprawiedliwości, niegodziwości, jeśli osoby o porównywalnych zdolnościach, inteligencji, wykształceniu i zdolności do aktywności żyją w tak jaskrawo różnych warunkach, jeśli jedni zarabiają krocie, są u władzy, a drudzy są bezrobotnymi lub pracują za najniższe głodowe stawki, jeśli właściciele firm prywatnych wyzyskują w sposób drastyczny pracowników (jest to podobno cecha początkowej, pazernej fazy kapitalizmu), jeśli w firmach państwowych kadra zarabia kilkadziesiąt razy więcej od szeregowych pracowników, jeśli bogaci, aby dokonać sobie odpisów podatkowych, inwestują nie w rozwój przedsiębiorstw, ale np. w niepotrzebne, nieefektywne niewykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem „budowle administracyjne” – pałace, gdy inni nie mają gdzie mieszkać? Zarówno korupcja, nieuczciwość urzędników, dyrektorów państwowych i publicznych firm, jak i pazerność, i hiperegoizm kapitalistów są dla zwykłych obywateli bardzo gorszące i ogromnie doskwierają. Z dzisiejszej perspektywy nie dziwią lewicowe poglądy ludzi w przeszłości, nie dziwi to, że idee socjalizmu były kiedyś, dawniej, tak atrakcyjne, że miały duży, szeroki oddźwięk, również w kręgach inteligencji.
Bieżące łatanie biedy być może hamuje lub uniemożliwia rozwój ekonomiczny. Jednak nie można inwestować w budowę domu, nie zapewniając dzieciom butów. W gospodarkach ubogich, o dużym bezrobociu nie można z dnia na dzień zastosować skrajnej liberalnej gospodarki i pozostawić obywateli samym sobie, tak jak tego chcą skrajni, doktrynalni liberałowie, tacy jak np. członkowie Unii Polityki Realnej. Rozwój biznesu nie może być celem samym dla siebie, powinien być środkiem do zaspokajania potrzeb właścicieli firm, pracowników i całego społeczeństwa, bo przecież firmy funkcjonują w tym społeczeństwie i czerpią z niego swoje zyski. Nawet w państwach o gospodarkach liberalnych, w których społeczeństwa żyją w dobrobycie, nie eliminuje się całkiem polityki socjalnej, polityki wspierania swoich obywateli. Potrzebne jest wyważenie. Polityka prorozwojowa i polityka socjalna, opiekuńcza muszą współistnieć. Mogą się tylko zmieniać proporcje udziałów każdej z nich.
Niektórzy uważają, że do sukcesu biznesowego czy zawodowego potrzebne są umiejętności, dobry pomysł, determinacja, wielka praca, a szczęście i układy są tylko dodatkowymi potrzebnymi elementami. Inni, przeciwnie, że decydujące są układy i szczęście – sprzyjające okoliczności, poparte oczywiście innymi wymienionymi wcześniej elementami. Pewnie jest różnie. Chyba jednak w większości przypadków, przynajmniej u nas, w Polsce, wersja druga jest bliższa prawdy.